Nasze wyprawy

Góry Suche (listopad 2023) - Tym razem wydłużony weekend listopadowy z tradycyjnym rajdem „A w górach nie ma już nikogo” postanowiliśmy spędzić w klimatycznym schronisku „Andrzejówka”, dokąd wybrało się 13 osób. Naszym pierwszym celem była pobliska Waligóra 936 m – najwyższy szczyt Gór Suchych i jednocześnie całych Gór Kamiennych. Następnie przeszliśmy do Czech na Ruprechticky Szpiczak. Tam ze stalowej wieży widokowej oglądaliśmy okoliczne krajobrazy. Wieczorem w altanie na terenie schroniska zorganizowaliśmy sobie ognisko z pieczeniem kiełbasek. Drugiego dnia pojechaliśmy do Teplickiego Skalnego Miasta w Czechach słynącego ze swojego dzikiego labiryntu skalnego, wysokich form skalnych, potężnych masywów i bajkowej wręcz przyrody. Wszystko to podziwialiśmy z punktu widokowego ruin zamku Stramen, na który wdrapaliśmy się pokonując wiele schodów, a także po drodze 8 km trasy. Teplickie Skały stanowią rozleglejszą część narodowego rezerwatu przyrody Skał Adrszpacko-Teplickich. Następnego dnia wybraliśmy się do Sokołowska przez pasmo Gór Suchych ze szczytami: Suchawa 928 m, Kostrzyna 906 m, Włostowa 903 m i Łysa Góra 770 m oraz Czerwonymi Skałkami. Zawitaliśmy do restauracji „Lesne Źródło” w Sokołowsku, której specjalnością jest torcik bezowy nagrodzony tytułem lokalnej marki. Do Andrzejówki część grupy wróciła przez Bukowiec 898 m. Przez cały pobyt towarzyszyła nam piękna złota jesień, a w nocy przed wyjazdem spadł śnieg. W drodze powrotnej zdobyliśmy Chełmiec 851m – szczyt Gór Wałbrzyskich wznoszący się bezpośrednio nad okolicami Wałbrzycha. Szkoda tylko, że mimo wielu chętnych, wieża widokowa była zamknięta.

Kamienne Morze i Konigsjodler (sierpień 2023) - Na organizowaną od wielu lat wyprawę na Konigsjodler, jedną z najdłuższych i najtrudniejszych ferrat w Alpach Austriackich wybrała się ekipa w składzie Ela, Piotrek i Ryszard - członkowie naszego klubu oraz Hania i Jarek jego bliscy sympatycy. Przed głównym celem zaplanowaliśmy rozruch po Kamiennym Morzu, wyjątkowym, rozległym obszarze z pofałdowaną powierzchnią skalną. Do schroniska Riemannhaus podchodziliśmy w deszczu, po drodze spotykając kozicę. Po przebudzeniu naszym oczom ukazał się widok okien połaciowych zasypanych śniegiem. Pierwsza myśl to oczywiście nici z Konigsjodlera. Przejście do schroniska Ingolstadter Haus odbyło się w śniegu, którego napadało kilka centymetrów i który oprószył skały tak, że nie było widać szlaków. Z Ingolstadter Haus wyruszyliśmy na Kamienne Morze w słońcu, które wytopiło większość śniegu. Po drodze spotkaliśmy kilka świstaków w bardzo bliskiej odległości. Następnie zeszliśmy do Weisbach i przemieściliśmy się do Erichhutte. Stąd wybraliśmy się do Salzburga - miasta Mozarta i nocowaliśmy w schronisku Mitterfeldalm. Tu zapadły decyzje kto wybiera się na Konigsjodler. Hania wybrała wariant podejścia szlakiem do schroniska Matrashaus, a Ryszard postanowił, że pójdzie razem z nią. Ela, Piotrek i Jarek wyruszyli ze schroniska ok. 6.00, zeszli na parking i przejechali na parking pod Erichhutte, co wydłużyło czas podejścia o około 1,5 godz. Pierwsza i najbardziej spektakularna część Konigsjodlera odbyła się bez problemów. Iglice, szpice i przepiękne widoki dostarczyły niesamowitych wrażeń. Dopiero druga część po odejściu awaryjnym była bardziej wymagająca. Dwie ogromne „buły” rozpoczynały się skalą trudności „D” i w większości przebiegały w pionie „C/D”. Na końcu ferraty ogromna radość. Przy zachodzie słońca, po śniegu ok. 20.00 dotarliśmy do schroniska Matrashaus, gdzie czekali Hania i Ryszard. Na koniec zejście i wyjazd w drogę powrotną.

Masyw Śnieżnika (czerwiec 2023) - Wycieczki w okolicach Bożego Ciała powoli stają się klubową tradycją. Tym razem 10 osób wybrało się do Międzygórza pod Śnieżnikiem. Po drodze część ekipy zwiedzała Muzeum Papiernictwa w Dusznikach. Pogoda dopisała. Pierwszy dzień, cel oczywisty czyli Śnieżnik – doliną Wilczki. Na szczycie nowo otwarta wieża widokowa, dla charakterystycznego kształtu nazywana blenderem. Schodzimy na czeską stronę aby odwiedzić słonika. Powrót do Międzygórza zboczami Żmijowca i Smrekowca. Drugi dzień to wyjazd na czeską stronę masywu, do miejscowości Dolna Morawa, gdzie wybudowano najdłuższy w świecie most wiszący. Ten most, a właściwie kładkę dla pieszych, wszyscy pokonują bez lęku (no prawie), a później wspinamy się na stojącą obok wieżę widokową. W drodze powrotnej zwiedzamy Międzylesie, a głównie miejscowy zamek-pałac. Niestety znaczna część obiektu jest w permanentnym remoncie. Dzień trzeci zaczynamy od odwiedzenia wodospadu Wilczki (to główna atrakcja Międzygórza), a potem Sanktuarium Marii Śnieżnej na górze Igliczna. Wspinamy się na sam szczyt wzdłuż nowo wyremontowanej drogi krzyżowej. Dalsza część wycieczki prowadzi na Czarną Górę. Niestety stojąca tu wieża widokowa została zniszczona, więc widoki są mocno ograniczone. Przy powrocie do Szczecina zwiedzamy jeszcze Arboretum w Wojsławicach (Niemcza), które zachwyciło nas bogactwem kwiatów, a zwłaszcza róż, rododendronów, piwonii.

Gorce (kwiecień/maj 2023) - Na majówkę tym razem w Gorce wybrało się 20 osób. Po drodze zajechaliśmy do kościoła św. Jakuba w Małujowicach, w którym znajdują się polichromie w postaci cyklu gotyckich malowideł ściennych. Pierwszego dnia naszym celem były Magurki 1108 m, skąd przeszliśmy na miejsce katastrofy Liberatora B-24 J. Drugiego dnia zdobyliśmy Turbacz 1310 m w dużym tłoku zarówno na szczycie jak i w schronisku. Na zboczach kwitły wielkie skupiska krokusów. Trzeciego dnia wyruszyliśmy w Beskid Wyspowy żeby zdobyć Mogielicę 1170 m - ostatni szczyt do korony gór polskich naszej koleżanki Ewy. Jedna z ekip napotkała salamandrę plamistą. Czwartego dnia jedni zwiedzali Kopalnię Soli w Bochni, a drudzy zamek w Nowym Wyśliczu. Piątego dnia pod szczytem Lubania 1225 m spotkaliśmy samicę głuszca. Kilka osób wybrało się na nowo otwartą Bramę Gorc albo do Szczawnicy. Kolejnego dnia weszliśmy na Gorc 1228 m, a Koziarz 943 m w Beskidzie Sądeckim był ostatnim celem naszej wyprawy. Na wszystkich wymienionych szczytach, oprócz Turbacza znajdują się identyczne drewniane wieże widokowe. Przez cały pobyt towarzyszył nam widok ośnieżonych Tatr. Mieszkaliśmy w Agroturystyce „U Czepiela” w Ochotnicy Górnej, którą mieliśmy do własnej dyspozycji, a właścicielka dogadzała nam domowym jedzeniem, dokładkami i ciastem. Pogoda nam dopisała. W drodze powrotnej, niestety w deszczu zwiedziliśmy zamek i Skansen Budownictwa Ludowego w Dobczycach.

Góry Izerskie (listopad 2022) - Na listopadowy rajd klubowy „A w górach nie ma już nikogo” obraliśmy kierunek na Świeradów Zdrój i otaczające go Góry Izerskie. Wybrało się tam 14 osób. Po drodze zajechaliśmy do Kożuchowa, gdzie obeszliśmy rynek z ratuszem, zajrzeliśmy do kościoła, przeszliśmy wzdłuż muru obronnego miasta do Baszty Krośnieńskiej i zwiedziliśmy zamek. Przewodnik, który oprowadzał nas po zamku, w bardzo ciekawy sposób opowiadał o jego historii. W Kożuchowie odkryliśmy świetną restaurację Pod Lipami, gdzie zjedliśmy smaczny obiad w przystępnych cenach i na pewno będziemy tam wracać. Zamieszkaliśmy U Stachosa w centrum Świeradowa w całkiem dogodnych warunkach. Pierwszego dnia pobytu, który był Narodowym Świętem Niepodległości, zdobyliśmy Stóg Izerski 1105 m oraz Smrek 1124 m ze stalową wieżą widokową po czeskiej stronie. Na zejściu do Czerniawy Zdrój znajdowała się następna, tym razem drewniana wieża widokowa na Czerniawskiej Kopie. Zobaczyli ją i zdobyli tylko nieliczni, Ci którzy trzymali się blisko Prezesa. Z Czerniawy do Świeradowa kilka osób wróciło taksówką, a pozostali poszli dalej i zaliczyli kolejną wieżę widokową na Młynicy, gdzie podziwiali zachód słońca. Drugiego dnia naszym celem był Sky Walk – najwyższa wieża widokowa w Polsce o wysokości 62 m ze ścieżką o długości 850 m. Wieża ta wyposażona w siatkowe tunele, szklaną i siatkową platformę widokową oraz zjeżdżalnię okazała się wspaniałą atrakcją i dostarczyła ekstremalnych wrażeń. Następnie udaliśmy się do Hali Spacerowej z Pijalnią Wody Mineralnej, gdzie w stylowej kawiarni skusiliśmy się na coś słodkiego. Na głównym świeżo odrestaurowanym deptaku znajduje się fontanna z żabami, których głaskanie zapewnia szczęście, zdrowie, bogactwo i miłość. Żaba jest symbolem Świeradowa. Po zwiedzeniu części uzdrowiskowej miasta udaliśmy się w kierunku byłego dworca PKP, w którym powstała stacja kultury i dalej do kopalni rud cyny w Krobicy. Po zwiedzeniu kopalni zdobyliśmy Sępią Górę 828 m o zachodzie słońca. W drodze powrotnej odwiedziliśmy zamek Kliczków z unikatowym cmentarzem koni oraz dawną Fabrykę Dynamitu Alfreda Nobla pod Nowogrodem Bobrzańskim. Dopisała nam piękna złota jesień.

Góry Łużyckie (czerwiec 2022) - Jedenaście osób pojechało w mało znany rejon Sudetów na pograniczu Niemiec i Czech. Po drodze zwiedziliśmy ogród różany w Forst. Mieszkaliśmy po polskiej stronie w Henrykowie Lubańskim. Pierwszego dnia pojechaliśmy do miejscowości Jonsdorf. Wycieczka wśród skałek na granicę Czech gdzie stała skała Falkenstein a później zejście do głównej atrakcji skał Nonnenstein (skały Zakonnic). Tam trzy osoby przeszły znajdującą się tutaj ferratę. Potem wszyscy wdrapalismy się na najwyższy szczyt tych gór- Luż (793m) i na znajdującą się na nim wieżę widokową. Wieczorem jeszcze spacer po zabytkowym mieście Goerlitz. Drugiego dnia pojechaliśmy do miejscowości Zittau, skąd zabytkową kolejką wąskotorową udaliśmy się do miejscowości Oybin. Tu na wysokiej skale znajdują się malownicze ruiny średniowiecznego zamku i klasztoru. Po powrocie kolejką jeszcze zwiedzanie Zittau. Wieczorem oglądamy w Henrykowie najstarsze drzewo w Polsce- cis Henryk. Niestety drzewo jest już w złym stanie, otoczone rusztowaniem i sztucznie odżywiane. Trzeci dzień spędzamy w czeskiej części Gór Łużyckich. Pierwsza atrakcja to skalny zamek Sloup. Na sąsiednim wzgórzu Na Strażi wchodzimy na wieżę widokową (no niektórzy). Następnie zwiedzamy Panską skalę – wielkie bazaltowe słupy. Niesamowity widok. Ostatni punkt to wspinaczka na górę Klicz. Z powodu panującego upału decyduje się tylko 5 osób. Góra Klicz (750m) znana jest z największego w Czechach gołoborza i z widoków ze szczytu. Przy powrocie zajeżdżamy do Łęknicy aby zwiedzić Park Mużakowski.

Mała Fatra (maj 2022) - Dwukrotnie przekładana z powodu pandemii koronawirusa majówka w końcu doszła do skutku. Wybrały się na nią 23 osoby. Po drodze zajechaliśmy na Górę Św. Anny, gdzie zwiedziliśmy sanktuarium, nazistowski amfiteatr oraz geopark po wygasłym wulkanie. Chałupa Olga w miejscowości Terchova, w której mieszkaliśmy okazała się szczytem turystycznych marzeń, ponieważ w każdym pokoju był aneks kuchenny. Była też duża sala spotkań. Zakwaterowało się tam 20 osób, tyle ile było miejsc, a pozostałe 3 osoby mieszkały w sąsiednim pensjonacie. Pierwszego dnia naszym celem miała być Obsivanka, dolinka Małej Fatry, która była zamknięta ze względu na ochronę przyrody, głównie gniazd sokołów wędrownych. Udaliśmy się więc na kalwarię, przeszliśmy przez dzielnicę zabytkowych domów w Terchovej do Tiesnavy skąd weszliśmy na Boboty 1086 m i zeszliśmy przez Janosikowe Diery - malownicze wąwozy, kaniony, wodospady i wyjątkowe formacje skalne. Na stromym podejściu zabezpieczonym liną Sabina złamała palec i dzięki wsparciu właścicieli pensjonatu otrzymała pomoc lekarską. Drugiego dnia zdobyliśmy Mały Rozsutec 1343 m, a trzeciego Sokolie 1170 m. Kolejnego dnia przeszliśmy przez Sulovske Skały w Górach Strażowskich - obszar nazywany skalnym miastem, a nawet słowackimi Dolomitami, który jest skupiskiem skalnych formacji w postaci wież, iglic i okien, oddzielonych od siebie głębokimi wąwozami i rozpadlinami, po drodze penetrując Sulovsky Zamek, a na końcu jaskinię. Następnego dnia naszym celem był Zadny Sip 1143 m, a cztery osoby udały się na Stoh 1607 m, gdzie spotkały samicę głuszca. W kilku miejscach podziwialiśmy kwitnące sasanki i zachwyciliśmy się cieszynianką wiosenną. Jeden dzień przeznaczyliśmy na zwiedzanie Orawskiego Zamku wznoszącego się na skalistym wzgórzu nad rzeką Orawą. Ostatniego dnia wybraliśmy się na Welky Kriwan 1709 m, gdzie wyposażeni w raczki chodziliśmy po ośnieżonych szlakach. W drodze powrotnej zwiedziliśmy Cieszyn z przepięknym rynkiem, urokliwą cieszyńską Wenecją oraz górą zamkową na której m.in. znajduje się XI-wieczna romańska rotunda św. Mikołaja, której wizerunek widnieje na banknocie 20 zł.

Góry Stołowe (listopad 2021) - tradycyjny rajd listopadowy „A w górach nie ma już nikogo” nie pokrywał się z obecną rzeczywistością, spotkaliśmy tłumy turystów. Pierwszy dzień rozpoczęliśmy od poszukiwania skalnej czaszki. Wyruszyliśmy z Pasterki, gdzie nocowaliśmy, przez Karłów i Lisią Przełęcz, Narożnik (851 m) i Kopę Śmierci, po drodze znajdując nasz cel. Skalna czaszka robi wrażenie. Potem przeszliśmy przez Skały Puchacza przez brązowe liście paproci i złociste trawy, a następnie przez Białe Skały i Fort Karola. Drugiego dnia wybraliśmy się na Szczeliniec Wielki (919 m) najwyższy szczyt Gór Stołowych, gdzie na platformie widokowej przed schroniskiem ukazało się widmo Brockenu. Trzeciego dnia przeszliśmy na czeską stronę podziwiając formacje skalne Broumovskich Sten z naturalną Kamenną Braną. Pogoda typowa jak na listopad – mgliście, mokro i ślisko.

Bieszczady (wrzesień/październik 2021) - Klubowe wyprawy w Bieszczady były niegdyś wcale liczne. W tym roku zebrały się tylko 4 osoby. No cóż, pandemia. Ponieważ dwie koleżanki zdobywają Koronę Gór Polskich przejazd był łamany. Najpierw pojechaliśmy do Świętej Katarzyny aby zdobyć Łysice i Skałę Agaty. Po drodze w Bieszczady zwiedziliśmy jeszcze Jaskinię Raj i Zamek Krzyżtopór. Noclegi mieliśmy w Wołosatem. Pierwszego dnia klasyczne przejście przez najwyższe szczyty, czyli Tarnicę i Halicz. Następnie Połonina Wetlińska, niestety w chmurach. Zachwycił nas pomnik „barda Beskidów” Jerzego Harasymowicza na Przełęczy Wyżnej. W środę były widoki więc „wielka pętla” Połonina Caryńska i Wielka Rawka. W czwartek mżyło, a więc krótka wycieczka na Dwernik Kamień oraz zwiedzanie cerkwi w Chmielu i Smolniku. Dodatkową atrakcją był wiszący mostek nad Sanem. Ostatni dzień - Bukowe Berdo, Krzemień i Tarnica, niestety znów w chmurach. W drodze powrotnej zahaczyliśmy o Beskid Niski, aby zdobyć Lackową. Dwa tygodnie Później nasze szlaki w Bieszczadach powtórzyła inna czwórka klubowa.

Pieniny i Beskid Sądecki (maj 2021) - Gdy ogłoszono luzowanie obostrzeń w związku z pandemią koronawirusa polegające m. in. na otwarciu pensjonatów i restauracji natychmiast zorganizowaliśmy wypad do Szczawnicy. Dwoma samochodami wyruszyło tam 8 osób, po drodze zwiedzając Zamek Piastów Śląskich w Brzegu zwany Śląskim Wawelem. Na drugi dzień pojechaliśmy do Czorsztyna, gdzie zwiedziliśmy ruiny zamku, po czym odbyliśmy rejs statkiem-gondolą po Jeziorze Czorsztyńskim do zamku Niedzica, a po jego zwiedzeniu przeszliśmy przez zaporę, na której zostały namalowane obrazy w 3D i spróbowaliśmy nowości w postaci grillowanego oscypka w boczku z żurawiną. Następnie odwiedziliśmy drewniany kościółek w Dębnie wpisany na listę UNESCO, w którym w filmie ślub brali Janosik i Maryna, a poprzez boczne drzwi kościoła wychodzili na Dolinę Chochołowską. Po drodze podjechaliśmy pod pomnik Organy Władysława Hasiora. Wieczorem doleciała dziewiąta uczestniczka Basia. Trzeciego dnia naszym celem były Pieniny z Krościenka na Trzy Korony (982m) i Sokolicę (747m) z charakterystyczną sosenką, która w 2018 r. straciła koronę przez śmigłowiec podczas akcji ratunkowej. Kolejnego dnia nasza trasa przez Bacówkę pod Bereśnikiem na Dzwonkówkę (983m) zakończyła się zejściem wzdłuż Skotnickiego Potoku, przy którym znajdował się nasz pensjonat. Następnego dnia wjechaliśmy kolejką na Palenicę (722m) i przeszliśmy Małe Pieniny przez Wysoki Wierch (898m) na Wysoką (1050m - najwyższy szczyt Pienin), skąd zeszliśmy Wąwozem Homole. Po drodze w bacówce można było napić się żętycy, kupić oscypki i bundz. Tam też spotkaliśmy duże stada owiec. Przy niepewnej pogodzie od rana zdecydowaliśmy się na spływ Dunajcem, który jest wizytówką tej okolicy (niektórzy zaliczyli go już po raz trzeci). Po południu spacer po Szczawnicy wzdłuż Grajcarka do części uzdrowiskowej na bezę pavlova w stylowej kawiarni Helenka. Ostatniego dnia wyrypa od Białej Wody na Radziejową (1266m) i dalej przez Przehybę do Szczawnicy.

Góry Bialskie i Opawskie (październik 2020) - Złote liście w Puszczy Jaworowej w Górach Bialskich były głównym motywem rajdu jesiennego, na który wybrało się 13 osób. Po drodze zwiedziliśmy zespół klasztorny w Lubiążu, będący największym opactwem cysterskim na świecie. Część grupy zawitała do Złotego Stoku, w którym znajduje się kopalnia złota oraz park linowy Skalisko na terenie byłego kamieniołomu z tyrolkami o łącznej długości 1650m. Silny wiatr uniemożliwił zjazd najdłuższymi tyrolkami i jak się później okazało powalił wiele drzew. Wszyscy zatrzymali się w Nysie, obchodząc starówkę wieczorową porą. Mieszkaliśmy w Gościńcu Migałówka w Pokrzywnej. Stamtąd wyruszyliśmy na Biskupią Kopę (890m), przechodząc przez ruchome kładki i pnie na Bystrym Potoku. Niestety jedna osoba się skąpała. Podchodziliśmy w deszczu, ale na szczycie się rozpogodziło, więc podziwialiśmy okolicę z kamiennej wieży widokowej, a następnie przeszliśmy przez Srebrną Kopę (785m), porośniętą brzozami i słomkowymi trawami. Drugiego dnia postanowiliśmy wybrać się w Jesioniki z Karlowej Studzienki doliną Białej Opawy na Pradziada (1491m). Pod Owczarną była piękna widoczność, ale podchodząc wyżej zaczęły nadciągać chmury. Na szczycie polowaliśmy, żeby sfotografować niknącą w chmurach wieżę telewizyjną, a schodziliśmy w deszczu. Kolejnego dnia przemieściliśmy się z gór Opawskich w góry Bialskie, po drodze zwiedzając Otmuchów i Paczków. Mieszkaliśmy w Starym Gierałtowie w pensjonacie Odważny Team, gdzie serwowano przepyszne jedzonko. Stąd odbyliśmy wycieczki na Czernicę (1100m), Kowadło (989m) Smrk (1125m) i Rudawiec (1112m), Śnieżnik (1424m), na którym ruszyła budowa nowoczesnej wieży widokowej oraz Borówkową Górę (900m), po której odwiedziliśmy uzdrowisko Lądek Zdrój. Gdy dotarliśmy w góry Bialskie większość drzew była jeszcze zielona, ale z dnia na dzień liście zaczęły się wybarwiać i nacieszyliśmy oczy widokami złotych liści jaworowych. W drodze powrotnej zainteresowani odbyli zjazdy najdłuższymi tyrolkami w Złotym Stoku, a pozostali udali się do Sztolni Ochrowej.

Tatry - Orla Perć i Rysy (sierpień/wrzesień 2020) - Kiedy śnieg pokrzyżował plany zdobycia całej Orlej Perci w połowie września ubiegłego roku, postanowiliśmy zrealizować je w tym roku nieco wcześniej. W Tatry wybrało się 8 osób. Pierwszego dnia prezes Sławek i wiceprezes Ela zdobyli Kościelec (2155m). Na drugi dzień przy silnym wietrze, w porywach do 100 km/h przeszliśmy część Orlej Perci ze Skrajnego Granatu (2225m) na Przełęcz Krzyżne (2112m). Najgorsze było przejście po płaskiej platformie skalnej, gdzie nie było się czego trzymać. Za to na zejściu do Murowańca spotkaliśmy kozice górskie, będące symbolem Tatrzańskiego Parku Narodowego i naszego klubu. Trzeciego dnia przy pięknej pogodzie wchodząc Żlebem Kulczyńskiego przeszliśmy część Orlej Perci od Zadniego Granatu (2240m) przez Pośredni Granat (2234m) do Skrajnego Granatu. Pomiędzy Pośrednim i Skrajnym Granatem znajduje się słynna szczelina na Granatach – miejsce owiane legendą o jego trudności. W nocy przeszła burza i nad ranem zawisła mokra mgła tzw. cwangla. Tego dnia dwie osoby wybrały się na Przełęcz Świnicką, a pozostałe klimatyzowały się w Murowańcu i jego okolicy. Kolejnego dnia odbyła się przeprawa z całym ekwipunkiem do Schroniska w Dolinie Roztoki. Rano przed schroniskiem zobaczyliśmy łanię, którą spłoszył schroniskowy kot. Stamtąd odbyliśmy wycieczki na Szpiglasowy Wierch (2172m) przez Dolinę Pięciu Stawów Polskich, podziwiając po drodze Wielką Siklawę oraz na Rysy (2499,2m i 2501m) przez Morskie Oko w dużym tłoku, aż do samego szczytu.

Chata Izerska (listopad 2019) - Po latach przerwy, na tradycyjny pożegnalny wyjazd w góry, wróciliśmy do Chaty Izerskiej w Szklarskiej Porębie, gdzie niegdyś rodził się (niestety już nieistniejący) zespół klubowy „Pograni”. Pojechało 12 osób. Właściciel Chaty jest też miłośnikiem piosenki turystycznej i na świąteczny weekend zaprosił na koncert laureatów Giełdy. Po koncercie mieliśmy przyjemność długo w noc śpiewać z nimi piosenki własne i hity turystyczne (oczywiście był też przebój grupy Pograni – do Chaty Izerskiej, w załączeniu). Ale najpierw podczas dojazdu zwiedziliśmy Lwówek Śląski. Pierwszego dnia zapowiadano (i były) wielkie opady, więc zamiast w góry wybraliśmy się aby zwiedzić miasteczka na Pogórzu Izerskim. Na pierwszy ogień ulubiony przez filmowców Lubomierz, potem Gryfów i Mirsk. Następnego dnia się wypogodziło, a więc w drogę na ulubiony szlak Prezesa, oczywiście – najtrudniejszy w Karkonoszach. Przez Wodospad Szklarki do zatłoczonego Schroniska pod Łabskim Szczytem, a potem ścieżka pod Śnieżnymi Kotłami i zejście szlakiem wzdłuż, a raczej po, strumienia Niedźwiada. Przy powrocie zwiedziliśmy piękną wieżę rycerską w Siedlęcinie i „polską Fudżijamę” czyli Ostrzycę Proboszczowską. Na koniec spacer po Złotoryi.

Słowacki Raj (październik 2019) - Na jesienny wypad do Słowackiego Raju wybrało się 8 osób. Mieszkaliśmy w Centrum Rekreacyjnym Turystyczny Raj na terenie Parku Narodowego. Pierwszego dnia pojechaliśmy do starodawnego miasta Lewocza, gdzie na rynku przed ratuszem znajduje się klatka hańby z ok. 1600 roku pełniąca rolę pręgierza dla kobiet, które po zmierzchu śmiały chodzić po ulicach bez mężczyzn. W Lewoczy podziwialiśmy wnętrze kościoła św Jakuba z najwyższym gotyckim ołtarzem na świecie o wysokości 18,62 m, a potem wybraliśmy się na Mariańską Górę - narodowe sanktuarium Słowaków. Wędrówki po Słowackim Raju rozpoczęliśmy od Suchej Beli z przejściem pod prąd trasy Mały Kisiel. Szlaki Słowackiego Raju to głównie drewniane drabiny, stopnie i kładki, które były wilgotne i zmurszałe, w związku z czym Mały Kisiel w przeciwnym kierunku, czyli w dół, dostarczył ekstremalnych wrażeń. Następny nasz cel to ferrata Kisiel, którą pokonało 6 osób. Po niej przeszliśmy przez Wielki Kisiel, podziwialiśmy Sokolą Dolinę, przełomem Hornadu dotarliśmy na Tomasovski Wyhlad - galerię skalną z przepięknym widokiem, a ostatniego dnia wędrowaliśmy przez Wielki Sokół. Trafiliśmy na piękną złotą jesień.

Tatry - Orla Perć (wrzesień 2019) - Na Orlą Perć wybrało się 14 śmiałków. Mieszkaliśmy w kultowym schronisku Murowaniec, do którego doszliśmy z Kuźnic. Pierwszego dnia weszliśmy na Kościelec (2155m). Drugiego dnia przy pięknej pogodzie przeszliśmy przez najtrudniejszą część Orlej Perci z Zawratu (2159m) na Kozi Wierch (2291m) i zeszliśmy Źlebem Kulczyńskiego - najtrudniejszym w Tatrach. Przy podejściu gwizdał nam świstak. Następnego dnia nadal przy pięknej pogodzie zdobyliśmy Świnicę (2301m). Kolejnego dnia po przebudzeniu okazało się, że spadł śnieg, który pokrzyżował nasze plany zdobycia całej Orlej Perci. W kolejnym dniu weszliśmy na Krzyżne po śniegu i lodzie. Następnie wybraliśmy się na Kasprowy Wierch (1987m), a dwie osoby poszły dalej, aż na Kopę Kondracką (2005m), będącą częścią Czerwonych Wierchów, które swą nazwę zawdzięczają trawie wybarwiającej się jesienią na czerwono. Po drodze spotkały kozice. Ostatniego dnia poszliśmy na Gęsią Szyję (1489m), z której rozpościerał się przepiękny widok na Wysokie Tatry. Wieczorami spotykaliśmy się, żeby pośpiewać przy graniu gitar Sławka, Piotrka, Jacka i Romka.

Czarnohora (czerwiec 2019) - Po bardzo udanym wyjeździe klubowym dwa lata temu w Bieszczady Wschodnie powstała myśl aby wyjechać w najwyższe rejony Karpat Ukraińskich. Planowano wyjazd 6-dniowy (przy pomocy PTTK Rzeszów), a oprócz Czarnohory miał być Świdowiec i Pop Iwan Marmaroski. Ale w miarę zbliżania się terminu wyjazdu ewentualni uczestnicy zaczęli się wykruszać, więc cena jednostkowa gwałtownie rosła. Ostatecznie zdecydowaliśmy się dołączyć do programowej wycieczki organizowanej Przez PTTK Rzeszów pod hasłem „Wszystkie dwutysięczniki Czarnohory” (w 4 dni). Pojechało w końcu tylko 13 osób a i tak stanowiliśmy połowę uczestników. Niestety trafiliśmy w Czarnohorze na okres burzowy. Codziennie rano jest piękna pogoda, w południe gwałtownie chmurzy się i grzmi, a potem wielka zlewa. Musieliśmy więc szybko uciekać z grani, a i tak wracaliśmy mokrzy. Na szczęście wygodna kwatera pozwalała się zawsze wysuszyć. Jadąc po drodze zwiedzaliśmy wodospad Prutu i skały Dobosza. Pierwszego dnia weszliśmy na szczyt Pietros (z podwozem), a drugiego na Howerlę z Zaroślaka. Na trzeci dzień po Jeziorku Niesamowitym miał być Gutin Tomnatik, ale po osiągnięciu grani musieliśmy przez Szpyci uciekać przed burzą. Czwartego dnia planowano Pop Iwan (z Białym Słoniem), ale prognozy były bardzo burzowe, pojechaliśmy więc zwiedzać Kołomyję. Tam muzeum huculskie i bazar, a dodatkowo były polski cmentarz (nieźle zachowany) i pomnik Mickiewicza. W drodze powrotnej zwiedziliśmy jeszcze Stanisławów – aktualnie Iwanofrakiwsk.

Czeski Raj (kwiecień/maj 2019) - Po jesiennym wypadzie do Czeskiego Raju postanowiliśmy wybrać się tam ponownie, żeby zwiedzić jego część północną. W wyprawie wzięło udział 12 osób. Po drodze zawitaliśmy do Zgorzelca i Gorlitz – jednego miasta przedzielonego granicą na Nysie Łużyckiej. Piękniejsza część miasta ze starówką leży po stronie niemieckiej. Miasto to upodobali sobie filmowcy, ponieważ jest tu wiele zabytków z różnych epok nie zniszczonych przez wojnę. Większość była zachwycona obiadem w poleconym barze Zielona Pietruszka w Zgorzelcu. Następnie zatrzymaliśmy się w Bogatyni, żeby podziwiać architekturę budynków przysłupowo-zrębowych. Mieszkaliśmy na farmie Lansky w Klinkovicach na obrzeżach miejscowości Semily, skąd odbyliśmy wycieczki do Klokockich i Betlemskich skał z ruinami zamku Rotstejn, do zamku Sychrov ze spacerem po mieście Turnov, 9-osobowa grupa zmierzyła się z sukcesem z via ferratą Vodni Brana w Semily, a po jej zdobyciu wszyscy udali się na rajd Riegrową ścieżką przełomem Izery. Zdobyliśmy szczyt Kozakov (744m) po drodze spotykając wyjątkowo piękną parę koni, zajechaliśmy do miejscowości Mala Skala, gdzie podziwialiśmy Suche Skały, zamki Frydstejn i Vranov, ruiny zamku Drabovna oraz weszliśmy na Sokol (562m), na zboczu którego przeszliśmy przez labirynt podobny do Błędnych Skał. Do zamku Vranov, dostaliśmy się za drugim razem, gdyż był zajęty przez ekipę filmową, nagrywającą film o wampirach. Odwiedziliśmy też Bozkovskie Jaskinie Dolomitowe z największym jeziorem podziemnym w Czechach. W ostatnim dniu podziwialiśmy zamek Trosky i jego okolice ze stawami u podnóża skał. W drodze powrotnej zwiedziliśmy zamek Czocha oraz zaporę leśniańską. Pomimo złych prognoz pogoda nam dopisała tylko w jednym dniu lało a w innym trochę pokropiło pozostałe bardzo zróżnicowane od pełni słońca po zachmurzenie, a na przejściu granicznym w Jakuszycach zaskoczyła nas zima, która oprószyła śniegiem młode listki.

Góry Harz (październik 2018) - Na jesienny wypad w Góry Harz w środkowych Niemczech wybrało się 14 osób. Po drodze zawitaliśmy do Halberstadt, gdzie zwiedziliśmy romański kościół NMP oraz gotycką katedrę, a następnie zatrzymaliśmy się w urokliwym mieście Wernigerode, które za sprawą wielobarwnych domów szachulcowych, nazywane jest „kolorowym miastem u stóp Harzu”. Tam udaliśmy się na zamek, którego przepiękne wnętrza podziwiało kilka osób. Pierwszego dnia pobytu wybraliśmy się na spacer po najdłuższym moście wiszącym świata, o długości prawie pół kilometra. Most zawieszony jest na wysokości ok. 100 metrów nad zbiornikiem wodnym tj. tamą Rappbode w dolinie o tej samej nazwie. Obok mostu odbywały się zjazdy tyrolką. Potem udaliśmy się do Bodetal – przełomu rzecznego, któremu wysokie na 400m zbocza zapewniły miano „Grand Canyonu Harzu”. Pokonując wejście na zbocze dotarliśmy na Hexentanzplatz – według legend, tutaj w noc Walpurgii odbywały się słynne sabaty czarownic. Podczas zejścia dwie osoby zaatakowały wilki:) Na wieczór przybyliśmy do Quedlinburga, gdzie w klimatycznym browarze posililiśmy się i spróbowaliśmy regionalnego piwa. Drugiego dnia Drogą Goethego zdobyliśmy najwyższy szczyt Brocken (1142m) – okrzyknięty „najbardziej niemiecką górą”. Od wieków szczyt związany jest z licznymi legendami, a góra znana jest z zaobserwowanego tutaj zjawiska – widma Brockenu. My natomiast nie ujrzeliśmy słynnego widma ale za to trafiliśmy na pierwsze oznaki zimy. Stamtąd udaliśmy się do miasta Goslar. Miasta gór Harz charakteryzują się przepiękną zabudową szachulcową a Quedlinburg i Goslar wpisane są na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Mieszkaliśmy w schronisku młodzieżowym w Osterode am Harz, gdzie w udostępnionej sali spotykaliśmy się, żeby pośpiewać przy gitarach Sławka i Piotrka. W drodze powrotnej odwiedziliśmy Hildesheim z katedrą z IX wieku wpisaną na listę UNESCO ze słynnymi drzwiami z brązu z ok. 1015r.

Beskidy Morawsko-Śląskie (kwiecień/maj 2018) - Na tegoroczny rajd klubowy „Wiceprezesi zapraszają” zaprosili wspólnie wiceprezes Ela i prezes Sławek. Rajd miał charakter stacjonarny, w którym wzięło udział 21 osób. Mieszkaliśmy w miejscowości Nova Ves w pobliżu miasteczka Frydlant nad Ostravicą skąd eksplorowaliśmy okoliczne tereny Beskidu. Przez cały pobyt mieliśmy piękną letnią pogodę, „za idealną” jak to określił Marek U. Rozpoczęliśmy ambitnie od zdobycia Lysej Hory (Łysej Góry, 1324m) – najwyższego szczytu pasma Beskidu Morawsko-Śląskiego, na który akurat w tym dniu wybierały się też czarownice. Następnego dnia zdobyliśmy górę Radhost (Radgoszcz, 1129m) – wg podań miejsce kultu boga Radegasta. Odbyliśmy też wycieczki na szczyty Smrk (Smrek, 1276m), Skalka (Skałka, 964m) i Velky Javornik (Wielki Jawornik, 918m) z wysoką na prawie 26m drewnianą wieżą widokową. Jednego dnia przy niepewnej pogodzie wybraliśmy się na wycieczkę doliną Moravki, strumieni Slavic i Skalka. Przy okazji naszych górskich wypraw odwiedziliśmy zamek Hukvaldy oraz miasteczka Stramberk, Novy Jicin, Frenstat pod Radhostem, a w Rożnowie pod Radhostem zwiedziliśmy skansen Muzeum Wołoskiego. Wieczorami tradycyjnie spotykaliśmy się żeby pośpiewać przy akompaniamencie gitar Sławka i Piotrka. W drodze powrotnej zwiedziliśmy zamek w Mosznej – perłę ziemi opolskiej, który oczarowuje bajkową architekturą i słynie z 99 wież i 365 pomieszczeń oraz pięknego ogrodu.

Czeski Raj (październik 2017) - 16 osób wybrało się samochodami na jesienny wypad do Czeskiego Raju - krainy wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO, słynącej z przepięknych formacji skalnych oraz wielu zamków. Po drodze część grupy udała się przez Bogatynię, gdzie podziwiała domy przysłupowe charakterystyczne dla zabudowy łużyckiej, na styk trzech granic polskiej-czeskiej-niemieckiej. Nocowaliśmy w hotelu Strelnice w miejscowości Knezmost, skąd odbyliśmy wycieczki do Hrubej Skaly, Prachowskich skał oraz w okolice Knezmostu. Zwiedziliśmy zamki Hruba Skala, Valdstejn i Kost oraz ruiny zamków Valecov i Drabske Svetnicky. W zamku Valdstejn nakręcono znany nam film Arabela i inne. Spróbowaliśmy czeskiej kuchni m.in. zupy czosneczkowej i smażonych serów. Zawitaliśmy do Jicina - miasta Rumcajsa. Mieliśmy okazję zobaczyć polowanie na bażanty oraz spacer po lesie miłośników miniatur samochodów terenowych. Wieczorami spotykaliśmy się w udostępnionej sali, gdzie uczestnicy wypadu śpiewali przy gitarze Sławka i Piotrka. W drodze powrotnej towarzyszył nam przepiękny widok na zamek Trosky, odczuliśmy też skutki działania orkanu Grzegorz.

UKRAINA. Bieszczady Wschodnie, Borżawa (czerwiec 2017) - Rekordowa frekwencja – w wycieczce wzięło udział aż 27 osób. Część grupy w drodze na Ukrainę zwiedziła zamek w Łańcucie wraz ze stajniami i wozownią, w której oglądaliśmy przepiękne egzemplarze pojazdów konnych. Po drodze odwiedziliśmy skały Dobosza – zbójnika karpackiego w Bubniszczu. Jest to ciągnący się około kilometra pas piaskowcowych ostańców, o formach przypominających niekiedy wieże i baszty sięgające wysokości kilkudziesięciu metrów. Następnie zdobyliśmy najwyższy szczyt Bieszczadów – Pikuj (1408m), na który trasa przebiegała w silnym wietrze. Przeszliśmy połoniny Borżawy i Gorganów zdobywając szczyt Negrowiec (1709m) i z powrotem wróciliśmy w Bieszczady na Czarną Repę (1280m). Połoniny Ukrainy skąpane były w soczystej zieleni. Na szlaku spotkaliśmy stado kóz pilnie strzeżonych przez pasterskie psy, od których z udoju na pastwisku napiliśmy się świeżego mleka. W drodze powrotnej zwiedziliśmy Lwów. Pogoda nam dopisała, przez cały pobyt świeciło słońce przeplatane chmurami. Dopiero ostatniego dnia wieczorem tak zagrzmiało jakby coś wybuchło. Wtedy dowiedzieliśmy się skąd wzięła się nazwa miejscowości Hukliwe – naszej bazy wypadowej.

Jesioniki (listopad 2016) - Rajd klubowy „A w górach nie ma już nikogo” zorganizowaliśmy w tym roku w Jesionikach, na który wybrała się liczna, bo aż 19-osobowa grupa. Po drodze zwiedziliśmy Kościół Pokoju w Jaworze, wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Na miejscu zastaliśmy dopiero co przybyłą zimę. Schronisko górskie Barborka, w którym nocowaliśmy znajduje się na wysokości 1320m npm, a że zaczął padać śnieg i ścisnął mróz więc mieliśmy problemy z dojazdem pod schronisko. W dniu przyjazdu pracownicy schroniska straszyli nas, że dojazd nie będzie odśnieżany, a już od wczesnego rana następnego dnia odpowiednie służby właściwie o to dbały. Podczas całego pobytu cieszyliśmy się urokami zimy, widokami choinek z obwisłymi gałęziami od ciężaru śniegu. Pierwszego dnia odbyliśmy wycieczkę do Karlovej Studanki – urokliwego miasteczka uzdrowiskowego, skąd wracaliśmy doliną Białej Opavy. Drewniane mostki, schodki i kładki nad rzeką i wodospadami były bardzo ośnieżone i oblodzone, doznaliśmy więc wyjątkowo ekstremalnych wrażeń. Drugiego dnia wybraliśmy się na najwyższy szczyt Jesioników - Pradziad 1491m npm. Przez mgłę i mróz wytworzył się taki mikroklimat, że szadź osadzała się na włosach, brwiach, a nawet rzęsach. Za to szczytu charakteryzującego się strzelistą iglicą w ogóle nie było widać. Z Pradziada przeszliśmy do klimatycznego schroniska Szwycarna, skąd po zjedzeniu przysmaków kuchni czeskiej wróciliśmy do schroniska Barborka. Tym razem nazwa naszego rajdu listopadowego nie sprawdziła się, ponieważ w góry przybyło bardzo wiele osób uprawiających narciarstwo biegowe, którymi m.in. zapełniło się nasze schronisko Wyjeżdżaliśmy z niedosytem, że za krótko i że musimy wracać do szarugi jesiennej.

Dolomity (sierpień 2016) - W tym roku ekipa klubowa wróciła w Dolomity, tym razem w bodaj ich najpiękniejsza część - Brentę. Via ferraty Brenty biegną wśród niesamowitych krajobrazów, a są poprowadzone nietypowo - głównie eksponowanymi „powietrznymi półkami”. Pogoda dopisała. Przez 5 dni przeszliśmy najbardziej znane ferraty Brenty - wiodące wzdłuż głównej grani, w tym Bocchete Centrale uważaną za najpiękniejszą trasę turystyczna Alp. Noclegi w schroniskach - Brentei i Tuckett.

Tatry (maj 2016) - Z okazji 50 rocznicy istnienia naszego klubu wybraliśmy się na rajd oczywiście w - TATRY. Przed wyjazdem docierały do nas opinie, że w Tatrach o tej porze roku śniegu będzie po pas i po górach nie pochodzimy. Nikt się tym jednak nie zraził i pojechaliśmy w licznej grupie 17-osobowej. Początkowo mieszkaliśmy w schronisku na Polanie Chochołowskiej, skąd w różnych składach osobowych odbyliśmy wycieczki: pierwszego dnia na Bobrowiec (1663m npm), drugiego dnia przez Trzydniowiański Wierch na Starorobociański Wierch (2176m npm), trzeciego dnia na Wołowiec (2063m npm), Rakoń i Grzesia, a czwartego dnia do schroniska na hali Ornak, skąd część grupy wracała przez Wąwóz Kraków, Halę Pisaną i Dolinę Kościeliską. Dwie osoby postanowiły wejść na szczyt Ornak, ale zrezygnowały z powodu nadchodzącej burzy. Kolejnego dnia przemieściliśmy się do pensjonatu w Olczy – dzielnicy Zakopanego. Stamtąd wybraliśmy się kolejką na Kasprowy Wierch, skąd przez Kopę Kondracką weszliśmy na Giewont (1895m npm). Następnego dnia wybraliśmy się na Granaty. Idąc do Murowańca zamurował nas widok pasm górskich od Żółtej Turni do Świnicy, które stanowią logo na plecach naszych koszulek klubowych. Doszliśmy do Czarnego Stawu Gąsienicowego i wtedy zaczęła nadchodzić burza, z powodu której zmieniliśmy plany odstępując od zdobycia Granatów. Jedni zachwycali się doliną Roztoki inni Antałówką każdy znalazł coś dla siebie. W górach zastaliśmy resztki śniegu, które tylko dodawały uroku widokom. Tatry okazały się wyjątkowo gościnne. Większość uczestników po raz pierwszy zobaczyła w Tatrach świstaka oraz stado kozic z młodymi, które podchodziły do nas na wyciągnięcie ręki. Podziwialiśmy też kwitnącego urdzika karpackiego.

TAJLANDIA, LAOS (listopad 2015) - Kolejna wyprawa klubowa wypadła do Azji Południowo-wschodniej. Tajlandia i Laos, choć nie słyną z wysokich gór, to w rzeczywistości krainy górzyste. I choć góry są tu niezbyt wysokie (nie przekraczają 3000m npm), to bardzo malownicze. Zaczęliśmy oczywiście od Bangkoku, który oszołomił nas mnóstwem kolorowych świątyń i zadziwił nowoczesnym centrum. Potem północna Tajlandia - okolice Cziang Mai - gdzie odbyliśmy treking do górskiego plemienia Karenów, których kobiety słyną z ozdobnych pierścieni na szyjach. Tam jeździliśmy na słoniach, ściskaliśmy się z tygrysami (no, prawie) i spłynęliśmy pontonem górską rzeką. W Laosie, wycieczka przez dżunglę połączona z „dzikim obiadem”, zwiedzanie jaskiń, cudowne krajobrazy okolic Wang Vien, rejsy po Mekongu, oraz przepysznie zdobione świątynie Luang Prabang. Na zakończenie wypoczynek nad Pacyfikiem na „rajskiej” wyspie Ko Samet.

Bieszczady (październik 2015) - Magiczne polskie góry - Bieszczady - to obiekt ciągłych westchnień klubowiczów i częstych wyjazdów. Tym razem zamiast w tradycyjną majówkę, wybraliśmy się w nie jesienią, by zobaczyć jak złocą się buki na stokach. Organizator rajdu, Marek, załatwił nam kwaterę w zaprzyjaźnionej leśniczówce w Wołosatem. Może w niej przebywać do 11 gości, i tyle nas właśnie pojechało. Część pociągami, część samochodami. Trafiliśmy na okres ładnej pogody, czyli „babie lato” nas nie zawiodło. Z tej kwatery odbywaliśmy wypady na najwyższe partie Bieszczadów – a więc: Tarnicę, Halicz, Wielką Rawkę, Połoniny Caryńską i Wetlińską, Bukowe Berdo. Te trasy odwiedzaliśmy już wielokrotnie, nowością była wycieczka z Dwernika na Magurę Stuposiańską i do byłej wsi Caryńskie. Wybraliśmy się też w najdalszy kraniec Polski - doliną Sanu do jego źródeł.

Kotlina Kłodzka (listopad 2014) - Tradycyjny rajd „A w górach nie ma już nikogo” spędziliśmy tym razem w Jodłowie w Kotlinie Kłodzkiej. Po drodze chcieliśmy zwiedzić Kościół Pokoju w Jaworze, ale zobaczyliśmy go tylko z zewnątrz. Nasza baza czyli Leśniczówka „Ostoja” w Jodłowie okazała się bardzo przytulnym miejscem. Pierwszego dnia wycieczka na Śnieżnik (1425m) – najwyższy szczyt w tym masywie. Niestety nie dane nam było podziwiać widoków ze Śnieżnika gdyż przez cały dzień zatopiony był w chmurach. Drugi dzień to wycieczka na Trójmorski Wierch (1145m), który jest jedynym w Polsce miejscem, gdzie zbiegają się zlewiska trzech mórz: Morza Bałtyckiego, Morza Północnego i Morza Czarnego. Znajdujące się na wierzchołku głazy wydają pod wpływem wiatru lub stąpania charakterystyczne "kłapiące" odgłosy – od nich pochodzą czeska, niemiecka oraz dawne polskie nazwy szczytu ("Klepacz", "Kłapiące Głazy"). Wieczory umilał nam Prezes grą na gitarze, wszyscy śpiewali, a zwłaszcza nowi członkowie klubu. W drodze powrotnej część grupy zwiedziła Twierdzę Kłodzką. Z bastionów górujących nad Kłodzkiem mogliśmy podziwiać panoramę miasta oraz gór otaczających Ziemię Kłodzką będącą Turystycznym Hrabstwem Sudetów. Najodważniejsi udali się do podziemi zwanych popularnie labiryntami. Tam przeszliśmy ponad kilometr z kilku kilometrowej sieci podziemnych chodników kontrminerskich rozciągających się pod stokiem bojowym Twierdzy.

Grecja (wrzesień 2014) - Grecja dla turystów górskich to jedno oczywiste hasło - OLIMP. Kilkunastodniowy wyjazd na Riwierę Olimpijską miał dla klubowiczów być okazją do zdobycia tej góry. Kwatery (w ramach większej wycieczki) mieliśmy w nadmorskiej miejscowości Pantalejmonas - u stóp romantycznego zamku krzyżowców. Pewnej nocy (o godz. 4) wywieziono naszą grupkę - 11 osób - do punktu startu. Miejscowość Prionia (1100m), stąd już „tylko” 1800m podejścia na szczyt Olimpu (Myticas 2917m). Szparko podchodząc, przy świetle czołówek, po 3 godz. dotarliśmy do schroniska A na 2100m. Od tego miejsca zaczęły się kłopoty. Wbrew optymistycznym prognozom zerwał się wiatr. Wyżej podchodziliśmy przy coraz silniejszych podmuchach wiatru. Mniej więcej na wysokości 2500m podmuchy już zwalały z nóg, trzeba się było wycofać. Drugą próbę, po kilku dniach, podjęli tylko najbardziej zdeterminowani - Marek i Sławek. To miało być wejście mniej wyczynowe, z noclegiem w schronisku. Niestety w międzyczasie przyszło załamanie pogody i wierzchołki Olimpu pokryły się śniegiem i lodem. W tych warunkach można było zdobyć tylko, stosunkowo łatwo osiągalny, drugi szczyt Olimpu – Skolio 2911m. Poza tym w czasie pobytu odbyliśmy liczne wycieczki krajoznawcze - do największych miast Grecji, czyli Ateny (w tym Akropol!) i Saloniki, najsłynniejszy zabytek – czyli wiszące klasztory Meteory i rejs na wyspę Skiatos (słynną ze „złotej” plaży).

Dolomity (sierpień 2014) - Tradycyjnie podzieliliśmy się na dwie grupy. W tym roku grupa sześciu osób pod kierownictwem skarbnika Tadeusza postanowiła zerwać z tradycją apartamentowych wyjazdów i wybrać się na prawdziwy trekking po Dolomitach (czyli wędrówkę z plecakiem od schroniska do schroniska). Tadziu opracował piękną trasę w Dolomitach di Sesto, najogólniej biorąc - wokół masywu Popera. Praktycznie codziennie wypadała jakaś ferrata. Niestety właściwie po raz pierwszy zawiodła nas pogoda w sierpniowych Dolomitach, było deszczowo i zimno. Pierwsze noce w schronisku Zsigmondy i pierwsza wycieczka piękną ferratą Strada degli Alpini, wyjątkowo przy pięknej pogodzie. Na niej przejście półkami przez wyjątkowo głęboko wcięty żleb, zdjęcia z tego miejsca zdobią albumy z Dolomitów! Następnego dnia wycieczka do schroniska Locatelli połączona z wejściem na Torre Toblin drabiniastą ferratą. Potem deszczowe, na szczęście krótkie, przejście do przytulnego schroniska Carducci. Przejście ferratą Cengia Gabriella odbyło się w chmurach, a poszukiwania Bivacco Battaglione Cadore już w deszczu. Ten jedyny nocleg zaplanowany poza schroniskiem, w malutkim bivacco, idealnym dla grupy sześcioosobowej. Oczywiście musieliśmy przytargać jedzenie i sprzęt do gotowania. Na szczęście nie było kłopotów z wodą, no i nikt się nie przypałętał. Miłym zaskoczeniem były świeże, ciepłe koce. Piękny poranek był nagrodą, zwłaszcza dla fotografów. Kontynuacja wycieczki trudną ferratą Roghel do schroniska Berti. Tu już ostatnie dwie noce. I ostatnia wspinaczka ferratą Zandonella na widokowy (podobno) szczyt Croda Rossa di Sesto. Podobno – bo wycieczka znowu w chmurach. Powrót wariantem wschodnim, mało uczęszczanym, więc z powodu chmur były kłopoty orientacyjne! Zakończenie, obchodząc masyw Croda Rossa, w punkcie startu - rejon Dolomitenhofu. Druga grupa sześcioosobowa wybrała ubiegłoroczne apartamenty w Vigo di Fassa. Najambitniejszą wyprawą było wejście lodowcem na najwyższy szczyt Dolomitów Marmoladę oraz przejście ferraty Brigata Tridentina na Selli.

Tatry Wysokie (lipiec 2014) - Troje uczestników ubiegłorocznego wyjazdu (Sławek, Marek i Jarek) postanowiła „nadrobić zaległości”, czyli zdobyć Szczyt Mięguszowiecki Czarny. Ponowny wyjazd do przyjaznego turystom schroniska Roztoka. Bardzo wczesne wyjście i... Szturm się powiódł! Niestety w inne dni deszczowa pogoda skutecznie ograniczyła działalność. Zmyło nas z doliny Monkowej w Tatrach Bielskich i spłukało z Doliny 5 Stawów Polskich.

Beskid Żywiecki (kwiecień/maj 2014) - W tym roku Wiceprezes Małgorzata z pomocą Marka zorganizowała wyjazd w Beskid Żywiecki. Prognozy pogody zdecydowanie odstraszały przepowiadając burze, a my cały rajd przeszliśmy korytarzem pomiędzy burzami. Błyskało to z lewej to z prawej, a zmoczyło nas tylko raz. Rozpoczęliśmy od zwiedzania Żywca, w którym największe wrażenie wywarło na nas muzeum Browaru, pełne animacji, przedstawiające w ciekawy sposób historię warzenia piwa. Kolejną atrakcją był wjazd samochodem po błotnistym podłożu z Korbielowa na Halę Miziową. Kilka osób wchodziło pieszo. Następnie zdobyliśmy Pilsko (1557m) i udaliśmy się do miejsca pierwszego noclegu - schroniska Rysianka. W drodze do bacówki na Krawcowym Wierchu napotkaliśmy salamandrę plamistą. Kolejną noc spędziliśmy w bacówce na Rycerzowej. W drodze z Rycerzowej na Wielką Raczę zatrzymaliśmy się przy schronisku na Przegibku. Potem chwyciła nas burza z gradem. Na Wielkiej Raczy (1236m) podziwialiśmy panoramy Beskidu Żywieckiego z platformy widokowej. Kolejny dzień spędziliśmy relaksacyjnie po stronie słowackiej. Trafiliśmy na centrum atrakcji turystycznych z parkiem linowym, z możliwością zjazdu torem bobslejowym czy na tyrolce. Kilka osób zdecydowało się na zjazd torem bobslejowym, który dostarczył silnych emocji. Z Wielkiej Raczy zeszliśmy do Zwardonia. Ostatniego dnia udaliśmy się do Koniakowa, gdzie podziwialiśmy i zakupiliśmy wyroby z koronek, a jedna z uczestniczek skusiła się na słynne koronkowe stringi.

Góry Bialskie (październik 2013) - Tym razem na jesienny wypad wybraliśmy Góry Bialskie, znane z Puszczy Jaworowej, więc spodziewaliśmy się „złotych widoków”. Niestety wybraliśmy się za późno, jawory już straciły liście, złociły się tylko modrzewie. Za to pogoda znakomita! No i wyborna kwatera – Dom Gościnny „Malwina” w Starym Gierałtowie. Pierwszego dnia wycieczka w północne rejony Gór Bialskich. Najpierw podchodzimy na piękne skałki „Trzy siostry”. Potem coraz wyżej poprzez przełęcz Dział na szczyt Czernica (1083m). Szczyt znany kiedyś z widoków, dziś trochę zarośnięty, ale buduje się wieża widokowa. Po południu zwiedzamy Lądek-Zdrój. Następnego dnia jedziemy do Bielic, aby przejść górami granicą Polsko-Czeską. Najpierw wdrapujemy się na Kowadło (986m), szczyt uważany za najwyższy w Górach Złotych. Na czeskim wierzchołku, zwanym Kovadlina, niespodzianka – jest książka wejść! Większość wpisów to oczywiście polskie – dodajemy i nasze inskrypcje. Dalej granicą na Smrek, a od przełęczy Trzech Granic zaczynają się Góry Bialskie. Oczywiście na szlaku nie spotykamy nikogo. Marsz granicą kończymy na Rudawcu (1105m), skąd poprzez Puszczę Jaworową schodzimy do Bielic. Trzeciego dnia, zachęceni piękną pogodą, postanawiamy zdobyć najwyższy szczyt w okolicy – Śnieżnik. Jedziemy do wioski Kamienica, skąd trochę dzikimi ścieżkami wdrapujemy się do schroniska na Hali pod Śnieżnikiem. Stamtąd, po krótkim posiłku, na kopułę Śnieżnika (1425m). Ponieważ to sobota, na szczycie sporo turystów, szczególnie Czechów. Powrót do Kamienicy, wzdłuż granicy, poprzez przełęcz Głęboka Jama, znów pustymi szlakami. Jeszcze w niedzielę, przy powrocie, zwiedziliśmy Ślężę.

Tatry (wrzesień 2013) - Liczba 6 stała się chyba tradycyjną dla jesiennych wyjazdów klubowych w Tatry, znowu nas było właśnie tylu. No i tradycyjnie piękna pogoda! Ale wcześniej było zimno i opady śniegu, więc północne stoki były zalodzone. Praktycznie niedostępna była więc Orla Perć, czyli dobrze się stało, że nie przyjęto nas w schronisku Murowaniec. Naszą bazą było schronisko Roztoka. Pierwszego dnia długa (ok. 32 km) wycieczka „na drugą stronę”, czyli do doliny Białej Wody. Podeszliśmy na brzeg Białki gdzie kiedyś była kładka, no ale nikt nie chciał się kąpać w mroźnej wodzie (sądząc jednak po śladach, latem są tu przeprawy). Nie ma rady, trzeba zasuwać ponad 4 km do mostu w Łysej Polanie, czyli w sumie 8 km dodatkowo. Idziemy słowackim brzegiem Białki, nie ma nikogo na drodze, w przerwie widok na polską stronę i tłumy na szosie do Moka. Naszym celem jest dolina Kacza. Schodzimy do Zielonego Stawu Kaczego. Tam odpoczynek i podziwianie wspaniałych widoków. Niestety powrót musi być tą samą drogą. Jeszcze po drodze oglądamy, opuszczone już, taborisko na Polanie pod Wysoką.
Drugiego dnia próbujemy osiągnąć nasz główny cel - Mięguszowiecki Szczyt Czarny. Do Czarnego stawu bez kłopotów, ale powyżej mijani turyści mówią, że wyżej lód i nie da się przejść. No cóż chcemy przekonać się sami. Rzeczywiście ok. 1900 m npm zaczyna się polewa lodowa i ślizganie. Trochę się drapiemy po zalodzonych skałkach, ale to robota głupiego. Trzeba się wycofać. Ostatniego, trzeciego dnia, jako cel wybieramy Kozi Wierch. Szlak podejściowy wiedzie cały czas południową stroną, powinien być więc do przejścia. I rzeczywiście weszliśmy na szczyt bez kłopotów, ale widoki zmrożonych ścian północnych odebrały nam ochotę na dalsza wycieczkę. A Markowie wybrali wycieczkę do doliny za Mnichem i Szpiglasową przełęcz. Pozytywne wrażenia osłabiły insekty z Roztoki, które pogryzły dwóch uczestników.

Dolomity (sierpień 2013) - W tym roku zmieniliśmy rejon zakwaterowania z rejonu Cortiny na położoną bardziej na zachód dolinę Fassa. A konkretnie miejscowość Vigo di Fassa. Pojechała liczna grupa (17 osób). Niestety nasze kwatery były mocno oddalone od siebie, więc z integracją było krucho. Ze względów towarzysko-logistycznych nasza ekipa podzieliła się na dwie grupy. Jednej przewodzili Prezesi (Sławek i Marcin), w drugiej rej wodzili ekssekretarz Romek i skarbnik Tadeusz. Grupy w różnych terminach przeszły ferraty: Masare w masywie Catinaccio, Finanzieri na widokowy szczyt Colac (obok Marmolady) i trudną Trincee (naprzeciw Marmolady). Ponadto grupa Prezesów pojechała na ferratę Brigada Tridentina w masywie Selli (fascynujący mostek na koniec!), w masywie Catinaccio wybrała się w mało uczęszczany rejon Larsech (wejście „resztówkową” ferratą Bepo de Medil, a zejście Sentiero delle Scalette) oraz na koniec spacer granią Costabela urozmaiconą pozostałościami umocnień z I-szej wojny. Grupa Romka rozpoczęła łatwą ferratą Santner w masywie Catinaccio oraz penetrowała masyw Latemar. Niektórzy, zmęczeni ferratami, zwiedzali okolicę i piękną miejscowość Bolzano. Pogoda dopisała, burze jeśli były to tylko wieczorami, uczestnicy wrócili więc bardzo zadowoleni. Dokuczały nam tylko nieustające korki w dolinie Fassa.

Kamienne Morze (lipiec 2013) - Tym razem pojechaliśmy w rejon Alp leżący na południe od naszego ulubionego Jeziora Królewskiego (Königssee). Kamienne Morze to olbrzymi pofałdowany wapienny masyw (stąd nazwa), otoczony smukłymi szczytami. Na jego skraju leży nasza baza, schronisko Riemannhaus. Pojechała doborowa ósemka. Prognozy pogody nie były zachęcające, ale na szczęście nie sprawdziły się. Tylko pierwszego dnia, podczas podejścia z parkingu nad miejscowością Maria Alm do schroniska, dorwała nas burza. Na szczęście znaleźliśmy schronienie w niewielkiej nyży, ale pioruny waliły blisko! Pierwsza wycieczka na wybitny szczyt Schönfeldspitze. Trudna wspinaczka, ale uwieńczona pięknymi widokami. A na szczycie w miejsce standardowego krzyża - piękna rzeźba Pieta. Następnego dnia w planie było przejście szczytami do schroniska Ingolstädterhaus. Ale Prezesowi postanowili towarzyszyć tylko Marek i Monia, reszta wybrała łatwiejsze przejście dołem poprzez Kamienne Morze. Przejście graniami poprzez szczyty Breithorn, Mitterhorn i Alhorn, nie było zbyt trudne, ale bardzo malownicze. Kolejnego dnia już tylko Prezes wybrał się na główny cel - widokowy szczyt Grosses Hundstod (2593m). Potem wrócił za resztą do schroniska Riemannhaus. Jeszcze ostatniego dnia rano, korzystając z pięknej pogody, Romek ze Sławkiem wdrapali się na pobliski szczycik Sommerstein, po czym wszyscy zeszli na parking i wrócili do Szczecina.

Tatry (maj 2013) - Trzy osoby z Klubu (prezes Sławek, wiceprezes Gosia i Andrzej) uczestniczyły w XXXIII Ogólnopolskim Zlocie Klubów Górskich PTTK „TATRY-2013”, który odbył się w schronisku Roztoka w dnach 17-19 maja br. Przede wszystkim mile zaskoczyło nas samo schronisko - świeżo odremontowane, z nową Panią dzierżawcą, która stara się stwarzać domowa atmosferę. Pyszne żarcie! Najważniejsze, że dopisała pogoda! W sobotę, lekkie zachmurzenie, ale długa wycieczka poprzez Siklawę do doliny 5 stawów. Stamtąd poprzez Świstówkę do Morskiego Oka. Długi odpoczynek na Kępie z podziwianiem widoków. Okrążywszy Moko podeszliśmy jeszcze nad Czarny Staw. A w niedziele pogoda marzenie! Podeszliśmy na Rówień waksmundzką, skąd Gosia z Andrzejem udali się na Gęsią Szyję i Rusinową Polanę, aby byczyć się w słońcu i podziwiać widoki. Sławek zaś poprzez dolinę Pańszczycy wdrapał się na Krzyżne (widoki!) i wrócił przez dolinę Roztoki. W poniedziałek, przed powrotem, podjechaliśmy na Cyrhlę, skąd poszliśmy na widokowy szczyt Kopieniec Wielki do doliny Oczyskiej.

Góry Stołowe (kwiecień/maj 2013) - W tym roku rajd klubowy miał charakter zdecydowanie bardziej stacjonarny. Początek w schronisku „Pod Muflonem” (2 noce), a potem już 6 noclegów w schronisku Pasterka. Tak więc planowano tylko jedno przejście między schroniskami, które i tak większość odbyła samochodami. Ale może dobrze się stało, gdyż nie dopisała pogoda. Tylko 3 dni były dość słoneczne, reszta zdecydowanie wilgotna i deszczowa. Choć po prawdzie i w te deszczowe dni nie padało zbyt mocno, raczej mżawki, więc i wtedy entuzjaści mogli chodzić po górach (jak zwykle Prezes-desperat). Z „Muflona” odbyliśmy wycieczkę poprzez dolinę Górnej Bystrzycy do Zieleńca. Przejście między schroniskami poprzez skały Puchacza, Narożnik i Karłów. Z Pasterki wycieczki na Szczeliniec Wielki i Błędne skały. No i na czeską stronę na Broumowskie Steny. W różne miejsca głównie Bożanovski spiczak i Korunę. Najbardziej zadziwiła nas niezwykła formacja skalna – Kamienna brana. Jednego dnia grupa zapaleńców pojechała do miejscowości Police nad metuji, skąd przeszła poprzez przepiękną Kovarzką roklinę, śliczne schronisko Hviezda i grań Broumoskich sten do Pasterki. W drodze powrotnej zwiedziliśmy Świdnicę.

NEPAL-INDIE (marzec/kwiecień 2013)- Wreszcie doszła do skutku wymarzona i wyczekiwana wyprawa klubowa w Himalaje! Sześć osób z klubu plus pilot-przewodnik Mirek poleciało z Berlina do Delhi. Mirek długie lata spędził w Indiach, więc prowadził nas w różne ciekawe zakątki. Ale najpierw po krótkim pobycie w Delhi polecieliśmy do Kathmandu. Stamtąd po zakupach rzeczy turystycznych (podróbki przodujących marek) pojechaliśmy busem do miasta Pokhara.
My planowaliśmy trekking do tzw. Sanktuarium Annapurny. Jest to jedna z najpiękniejszych, ale zarazem najpopularniejszych tras trekkingowych w Nepalu. Wiedzie wąską doliną rzeki Modi khola pomiędzy szczytami Annapurna Południowa (Modi Peak), a legendarnym Machhapuchhare (Rybi ogon) – świętą górą Nepalczyków. Kończy się w kotlinie pod południową ścianą głównego szczytu Annapurny. Nasz trekking trwał 9 dni. Mieliśmy przewodnika i 4 tragarzy, którzy nieśli nasze plecaki – więc było lekko! Trasa jest doskonale zagospodarowana, w każdym miejscu noclegowym można wziąć ciepły prysznic! Najwyższe nasze miejsce noclegowe na trasie MBC (Machhapuchhare Base Camp) ok. 3700m, a najwyższe miejsce w które dotarliśmy to 4150m npm – punkt widokowy pod Annapurną. Niestety sam szczyt był zakryty chmurami, może na krótko się odsłonił. A wszystkie okoliczne szczyty pięknie widoczne. A w ogóle pogoda była typowa dla wiosny, czyli ranek pogodny, w południe chmurzy się, a po południu deszcz. Dlatego wychodziliśmy wcześnie rano by już ok. 13-14 dotrzeć do celu. Hitem długich popołudni było Makao. Premią były wędrówki wśród kwitnących rododendronów. Ciekawostką jest, że cały rejon jest uważany za święty, więc nie ma potraw z mięsem. Na końcu mieliśmy widoki na najwyższą górę w okolicy – Dhaulagiri (8167m).
Po powrocie do Kathmandu zwiedziliśmy to miasto oraz Patan i Bhaktapur. Po pobycie w Nepalu polecieliśmy do Indii, do świętego miasta Waranasi. Wędrówki wąskimi uliczkami miasta wśród świętych krów, rejs rankiem po Gangesie i miejsca palenia zwłok nad rzeką, ale najbardziej zapadła w pamięci wieczorna pudża, czyli modlitwa zbiorowa prowadzona przez braminów nad Gangesem. Zwiedziliśmy tez Sarnath – miejsce upamiętnione pierwszym kazaniem Buddy, z licznymi świątyniami.
Pociągiem pojechaliśmy do Delhi – w Indiach to przeżycie samo w sobie. Zwiedziliśmy dokładnie zabytki miasta, a na koniec wycieczka do Agry. Czyli najsłynniejszy zabytek Indii, a może i świata, marmurowy grobowiec Tadż Mahal. Oszałamiające wrażenia! Podobały nam się tez pałace Czerwonego Fortu i grobowiec Akbara. To był tylko łyk Indii i haust Himalajow, ale uczestnicy wrócili bardzo zadowoleni.

Bieszczady (marzec 2013) - Spora grupka klubowiczów (7 osób) wyjechała na zimową wędrówkę na rakietach po Bieszczadach organizowaną przez PTTK Rzeszów. Marzyły nam się wędrówki po białych, skąpanych w słońcu połoninach. Tymczasem aura nas zawiodła. W Bieszczady przyszła odwilż, było pochmurno i deszczowo. Przewodnik twardo jednak realizował program obejmujący wejścia na najwyższe szczyty Bieszczadów, a więc: Połoninę Caryńską, Szeroki Wierch i Tarnicę, Wielka i Małą Rawkę oraz Dwernik Kamień. W wycieczkach tych klubowicze uczestniczyli z większym lub mniejszym zaangażowaniem, jedynie dzielna Sabina przeszła wszystko.

Saska Szwajcaria (październik 2012) - Tegoroczny wyjazd do Czeskiej i Saskiej Szwajcarii rozpoczęliśmy od zwiedzania Zamku hrabiny Cosel w uroczej miejscowości Stolpen. Poczuliśmy klimat wieży w którym hrabina więziona była przez 49 lat, podziwialiśmy bazaltowe skały na których powstał zamek, zamkowy duszek próbował nas przestraszyć a na koniec niektórzy dobrowolnie poddali się torturom :) Kolejnym punktem programu był rezerwat skalny Bastei. Dzięki licznym punktom widokowym mogliśmy podziwiać wijącą się u jego podnóża rzekę Łabę. Nocleg, już tradycyjnie, po czeskiej stronie w Vysokij Lipie. Drugiego dnia już w Czeskiej Szwajcarii zeszliśmy do niezwykle malowniczego, dzięki jesiennym barwom, Wąwozu Edmunda który wśród skał i tuneli skalnych doprowadził nas do przystani z której odbyliśmy spływ rzeką Kamenicą. Nie można było również ominąć największej atrakcji tej części regionu Pravčickiej Bramy - uznawanej za największą naturalną skalną bramę w Europie. Trzeciego dnia, już w bardziej w ponurym klimacie nisko zwisających chmur, przepłynęliśmy łodzią tym razem Dziki Wąwóz, tę samą rzekę Kamenicę. Wyjeżdżaliśmy z niedosytem bo w tym roku pogoda nie pozwoliła na zdobycie żadnej ferraty, a żal był jeszcze większy gdy okazało się że chmury wisiały tylko nad tymi górami.

Tatry Słowackie (wrzesień 2012) - Tym razem wyjechaliśmy w Tatry Słowackie z bazą w Starej Leśnej. Niestety w Tatrach mogliśmy być realnie tylko 3 dni. Pierwszego dnia zwiedziliśmy ukochaną przez Prezesa dolinę Złomisk. Niestety z powodu zachmurzenia nie zdecydowaliśmy się wejść na Żelazne Wrota. Następnego dnia, już przy pięknej pogodzie, poszliśmy do doliny Małej Zimnej Wody i chaty Teriego. Wdrapaliśmy się na Lodowa Przełęcz i dalej na Kopę Lodową (2602m). Ostatni dzień to klasyczna tura przez dolinę Staroleśną, Zbójnicką chatę, Rohatkę i Polski Grzebień, dolinę Wielicką na Hrebeniok. W końcówce złapał nas deszcz, na szczęście już na magistrali turystycznej.

Dolomity (sierpień 2012) - Tradycyjny sierpniowy wyjazd w Dolomity zebrał jak zwykle, sporą gromadkę klubowiczów. Znowu pojechaliśmy w rejon Cortiny d’Ampezzo. Pierwszego dnia wycieczka rozruchowa, na krótką, ale intensywną via ferratę Alpini w rejonie przełęczy Falzarego. Następnie podzieliliśmy się na 2 grupy: „sportową” i „rekreacyjną”. Grupa sportowa, skoro świt, przy śniadaniu, gorączkowo planowała szybki wyjazd, na możliwie wysokie szczyty. Grupa rekreacyjna, po śniadaniu, spokojnie udawała się na piwo, by w miłej atmosferze, rozważyć rejon kolejnej penetracji. Grupa sportowa przeszła: ferratę Oscar Schuster na Sassoppiato, ferratę Innerkofel na Monte Paterno (w rejonie Tre Cime) oraz ferratę Bovero na Colrosa. Grupa rekreacyjna zwiedziła masyw Sassolungo, wodospady Fanes, następnie działała w rejonie szczytu Tofana di Rozes (3225m). Najwytrwalsi weszli aż na wierzchołek. Ostatniego dnia, w piątek, mieliśmy połączyć siły, by zdobyć trudny szczyt Punta Anna Niestety, spadł deszcz i trzeba było wracać do Szczecina.

Alpy Julijskie (sierpień 2012) - Przed sierpniowym wyjazdem w Dolomity niewielka grupka klubowiczów postanowiła wykonać „rozruchową” wycieczkę w Alpy Julijskie. Pojechaliśmy do doliny Vrata pod północną ścianą Triglawa. Naszą bazą stało się znajdujące się tam schronisko Aljażew dom. Pierwszego dnia wycieczka bardzo eksponowaną Kozią ścieżką(Kozja Dnina)do schroniska Dom Stanicza. Potem zdobyliśmy dwa najwyższe szczyty tych Alp:Triglaw (2684 m npm)-z noclegiem w schronisku Triglawski dom i Szkrlatica(2740m npm)- z noclegiem w biwaku IV. Po alpejskich trudach odpoczywaliśmy na campingu w uroczym miasteczku Piran- pluskając się w Adriatyku.

Alpy Berchtesgaden i Monachium (sierpień 2012) - W sierpniu, ci którzy nie załapali się na lipcowy wyjazd, oraz prezes fanatyk tych okolic, postanowili powtórzyć wyprawę w rejon Berchtesgaden. Tym razem zaczęliśmy od zwiedzania tego miasta i noclegu na campingu. Pierwszego dnia pogoda była niezbyt pewna, więc zwiedziliśmy malowniczy kanion Almbachklamm i wdrapaliśmy się na szczyt Kneifelspitze. Jest na nim klimatyczna gospoda z pięknym, gdyby nie chmury!, widokiem na Alpy. Następnego dnia rankiem pojechaliśmy na Obersalzberg. Sądząc z wielkości parkingów ok. południa musi być tu niezły tłok. Pierwszym autobusem (08.30) wjechaliśmy na górę Kehlstein, z byłą willą Hitlera. Ostatni odcinek pokonuje się złotą windą. Z samego Kehlsteinu wspaniałe widoki na Alpy, a w byłej kwaterze mieszczą się knajpy. Niezbyt trudną via ferratą wdrapaliśmy się na szczyt Hoher Goell (2523m) następnie graniami przeszliśmy do schroniska Stahlhaus. Dalsza droga to znany z poprzedniego wyjazdu szczyt Schneibstein. Tym razem była piękna pogoda i sporo turystów, więc cudowne widoki, ale zwierzyna się pochowała. Od jeziorka Seelein zeszliśmy na hale, którymi wróciliśmy do schroniska Stahlhaus. Po noclegu zeszliśmy nad jezioro Koenigssee, skąd pojechaliśmy do Monachium. Po drodze zwiedziliśmy rezydencję króla Ludwika Bawarskiego na wyspie jeziora Chiemsee. Rezydencja, wzorowana na Wersalu, oszołomiła nas swoim przepychem. Wieczorny spacer po starówce Monachium, nocleg, i całodniowe zwiedzanie miasta zakończyły udaną wycieczkę.

Alpy Berchtesgaden i Königsjodler (lipiec 2012) - Tradycyjny lipcowy wyjazd w Alpy zaczęliśmy od rejonu jeziora Koenigssee, ulubionego regionu prezesa. Tym razem w planie było przejście górami wzdłuż wschodnich brzegów tego jeziora, poczynając od Kehlsteinhausu (byłej kwatery Hitlera). Ale całonocna jazda samochodem i niepewna pogoda sprawiły, że uczestnicy dowiadując się o możliwości wygodnego wjazdu kolejką linową, entuzjastycznie przyjęli zmianę planów. Wjechaliśmy więc na widokowy szczyt Jenner, skąd spokojnie podreptaliśmy do miejsca pierwszego noclegu – schroniska Carl Stahl-Haus. Następnego dnia pogoda była pochmurna, więc wędrując ganią poprzez szczyt Schneibstein nie mieliśmy ładnych widoków, ale za to pokazały się stada koziorożców. Po posiłku nad uroczym jeziorkiem Seelein pogoda się załamała – nadeszła burza. Na szczęście dalsza droga nie wiodła już granią, ale kompletnie zmoczeni doszliśmy do miejsca następnego noclegu – schronu Wasseralm. Jest to była pasterska bacówka, więc jak na standardy niemieckie warunki są dość prymitywne, sławojka i mycie w korycie. Na szczęście gospodarze udostępnili nam pomieszczenie z rozpaloną „kozą”, więc mogliśmy się porządnie wysuszyć. Następnego dnia lało więc najkrótszą drogą przebrnęliśmy (niekiedy po kolana w wodzie!) do, znanego nam już wcześniej schroniska Karlingerhaus. Przy stale poprawiającej się pogodzie zeszliśmy do jeziora Koenigssee i stateczkiem popłynęliśmy na parking skąd przejechaliśmy na austriacką stronę masywu, pod szczyt Hochkoenig. W planie było przejście via ferraty (klettersteigu) Koenigsjodler śmiało poprowadzonej przepaścistą granią, poprzez wielkie turnice, na ten masyw. Wspinaczka tą drogą przyniosła nam wiele emocji, zwłaszcza przejazd tyrolką, czyli liną rozwieszoną między turniami. Po prawdzie trudności wspinaczki trochę nas przerosły, więc z zadowoleniem powitaliśmy możliwość wycofu (ok. 2/3 drogi) na drogę normalną, zboczem góry. Normalna – to znaczy po stromych piarżystych półkach! W końcu wdrapaliśmy się na szczyt Hochkoenig (2941 m npm), gdzie przespaliśmy się w schronisku Matrashaus. Następnego dnia łatwą, choć widokową, drogą zeszliśmy do schroniska Arthurhaus skąd wróciliśmy do Szczecina.

Wiceprezesi zapraszają w Beskid Sądecki (maj 2012) - W tym roku pogoda zrobiła nam miłą niespodziankę i majówka w Beskidzie Sądeckim przywitała nas iście letnią aurą. Z każdym dniem robiło się coraz bardziej zielono choć pasmo Tatr, dobrze widoczne z dala, nadal pokrywała gruba warstwa śniegu. Ten piękny widok towarzyszył nam przez cały tydzień wędrówki. Ruszyliśmy od Krynicy-Zdrój przez Jaworzynę Krynicką (1114m) do miejsca pierwszego noclegu - Bacówki nad Wierchomlą. Drugiego dnia zrobiliśmy małą pętlę przez Pustą Wielką i wsie Wierchomla Wielka i Mała. Następnie, już głównym szlakiem beskidzkim przeszliśmy do prywatnego schroniska Cyrla. Wszyscy miło wspominamy pyszne jedzonko, które tam serwowano. Dalej przez Rytro, wkroczyliśmy w Pasmo Radziejowej. Najpierw ostrym podejściem, później już łagodniej dotarliśmy do schroniska Przechyba (mocno zatłoczonego w tym dniu). Stąd oczywiście weszliśmy na najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego - Radziejową (1262m), gdzie z wieży widokowej podziwialiśmy całą okolicę. Z Radziejowej zeszliśmy do Obidzy i po krótkim odpoczynku wróciliśmy na Przechybę. Następny etap był krótki bo tylko do Schroniska pod Bereśnikiem, ale za to mieliśmy czas aby zwiedzić Szczawnicę. Ostatnia wycieczka to przejście Małych Pienin przez Palenicę po Wąwóz Homole - urocza trasa z pięknymi widokami. Mieliśmy też okazję wypić po duzym kubku żentycy. Druga grupa, w tym czasie zaatakowała Sokolicę. Dla niektórych była to podróż sentymentalna, inni odkrywali urok tych gór pierwszy raz. Szkoda tylko, że dwie osoby musiały nas ze względów zdrowotnych wcześniej opuścić.

Góry Łużyckie i Saska Szwajcaria (październik 2011) - Gdzie można spędzić piękny, słoneczny, październikowy weekend jeśli nie w górach. Tym razem jedziemy w nieznany nam dotąd region – do Saskiej Szwajcarii i w góry Łużyckie leżące tuż przy granicy czesko-polsko-niemieckiej. Z przyczyn ekonomicznych nocujemy po stronie czeskiej, jednak żądni mocnych wrażeń eksplorujemy tereny za niemiecką granicą, która słynie ze wspinaczkowych skałek przypominających nasze góry Stołowe. Urzeka nas piękno krajobrazu czemu sprzyja pogoda i jesienna szata drzew. Jedynym mankamentem wydaje się być słabe oznakowanie szlaków, ale nasz Prezes, wspierany przez chłopaków jest dobrze przygotowany i zawsze trafiamy do celu. Ferraty, rozmieszczone na czasem całkiem gładkich ścianach przysparzają nam dużo emocji. Niemałym powodzeniem cieszy się przejście po linie rozpiętej nad wąwozem. Wracamy trochę zmęczeni po siłowych wejściach ale szczęśliwi.

Tatry Zachodnie (wrzesień 2011) - „Tradycyjnie” już niewielka frekwencja. Niektórzy sugerowali wyjazd w październiku. Na szczęście do tego nie doszło – we wrześniu mięliśmy piękną pogodę, a w październiku pogoda się załamała i nieźle dostalibyśmy w… Znowu pojechał 1 samochód (5 osób). Noclegi w schronisku na Polanie Chochołowskiej. Stamtąd całodzienne wycieczki – na Słowację (Zwierowka, Orawice), na okoliczne szczyty (Sarorobociański, Jarząbczy i Raczkowa Czuba, Wołowiec i Rohacz Ostry) oraz do doliny Kościeliskiej. Piękna tatrzańska jesień. Jednego dnia, gdy szliśmy granią, cały czas towarzyszyło nam „widmo Brockenu.

Beskid Wyspowy i Żywiecki (maj 2011) - Tym razem Beskidy! Zaczęliśmy od miejscowości Szczawa, skąd pierwsza wycieczka w Beskid Wyspowy – na najwyższy szczyt Mogielicę. Niestety szczytowanie odbyło się w deszczu i mgle (doświadczeni „wyrypiarze” pozostali w barze), więc wejście na szczytową wieżę widokową miało charakter wybitnie „sportowy”. Następnie długie przejście Gorcami na Turbacz (do schroniska). Grupa „barowa” nadciągnęła późno w nocy - okrutnie „zmachana”. Dzień rekreacyjny na Turbaczu ambitniejsi wykorzystali na wycieczkę na Kudłoń i dolinę Kamienicy, mniej ambitni zeszli do Łopusznej, a pozostali odbyli spacer do kaplicy papieskiej. W nocy pogoda się załamała i spadł śnieg.
W zimowej scenerii zeszliśmy do Nowego Targu, skąd busem przejechaliśmy do miejscowości Sidzina. Stamtąd, po zwiedzeniu sympatycznego niewielkiego skansenu, podeszliśmy do schroniska na Hali Krupowej. Dalszy ciąg to tradycyjna trasa przez Police i przełęcz Krowiarki do „betonowca” na Markowych Szczawinach. Wreszcie „Królowa Beskidu” Babia Góra. Całodniowa wycieczka na przełęcz Jałowiecką, Cyl i Diablak. Wspaniałe widoki nagrodziły poprzednie trudy. Ostatni nocleg w DW PTTK „Hanka” w Zawoi i wyjazd do Krakowa. Tylko najbardziej napaleni - Prezes i Sekretarz - odbyli jeszcze wycieczkę na Jałowiec.

Rudawy Janowickie (październik 2010) - Trzydniowy wypad do schroniska Szwajcarka. Choć prognozy były deszczowe, w sumie pogoda była dość dobra – tylko w piątek trochę nas „zmoczyło” na Sokoliku. Schronisko Szwajcarka, choć pięknie położone i budyneczek „stylowy”, to pozostawia nienajlepsze wrażenia. Gospodarze żyją w „swoim” budynku i niezbyt się przejmują turystami – kuchnia otwierana dopiero o 9-tej, a za ogrzewanie sali sypialnej musieliśmy dopłacać. Za to okolice urzekające. W deszczowy piątek zwiedziliśmy najbliższe okolice czyli Krzyżną Górę i Sokolik. W sobotę – wycieczka w Rudawy Janowickie – na Starościńskie Skały, Wołek i zamek Bolczów. W niedzielę – kolorowe jeziorka (wyrobiska dawnych kopalni pirytów) koło Wieścisławic i Wielka Kopa.

Tatry Słowackie i Słowacki Raj (wrzesień 2010) - Wiosną był entuzjazm i ponad 20-tu chętnych, ale w miarę zbliżania się terminu wyjazdu zapał stygł i chętni się wykruszali. Ostatecznie pojechał 1 samochód (5 osób). Ale niech ci co zrezygnowali żałują, albowiem trafiliśmy na okres bardzo ładnej pogody – typowe babie lato. W Tatrach Wysokich weszliśmy na Krywań, Kończystą i Rysy, przeszliśmy Bystry Przechód oraz wjechaliśmy na Łomnicę, a w Tatrach Bielskich zdobyliśmy Płaczliwą Skałę. Dwa dni spędziliśmy w Słowackim Raju (jednego dnia przeszliśmy kaniony Sucha Bela i Kisiel oraz przełom Hornadu, a drugim dniu największy kanion Wielki Sokół).

Alpy Bawarskie (lipiec 2010) - Tradycyjnym letnim wyjazdem w Alpy wróciliśmy w rejon Garmisch-Partenkirchen (góry Wetterstein). Głównym celem było wysoko położone schronisko Meilerhutte (2366m). Niestety tym razem pogoda nam nie sprzyjała, było deszczowo i pochmurno, więc w pierwszy dzień dotarliśmy do schroniska Schachen (1876m), obok domku myśliwskiego króla Ludwika Bawarskiego. Kolejnego dnia się trochę rozjaśniło, weszliśmy więc łatwą via ferratą na szczyt Dreitorspitze (2633m). Na ostatni nocleg w Alpach zeszliśmy do prześlicznie położonego schroniska Oberreitalhutte. To kultowe dla wspinaczy schronisko położone jest wśród ponad 1000-metrowych ścian alpejskich i urzekło nas swoją górską atmosferą.

MONT BLANC (lipiec 2010) - Dwoje członków Klubu: Ela i Piotr Szymańscy zdobyli Białą Górę - najwyższy szczyt Alp i Europy (4810m). Góra była łaskawa, pogoda dopisała więc cała wyprawa przebiegła bez większych problemów. czytaj dalej >>

Bieszczady (maj 2010) - Po wielu latach wróciliśmy w magiczne polskie góry – Bieszczady. Rekordowa frekwencja, razem z waletem – długoletnim klubowiczem, docentem Ryszardem S. z Gdańska, było nas 23 osoby. Zaczęliśmy od Cisnej i wbrew słowom piosenki, były to pogodne dni. Jako pierwszy cel ambitnie wybraliśmy najwyższy szczyt w okolicy, czyli Jasło (1153m). Długotrwała wycieczka (z powrotem doliną Solinki) spowodowała, ze na drugi dzień cel już był mniej ambitny, bo Łopiennik (1069m), a i liczba chętnych w góry jakby mniejsza. Potem przenieśliśmy się do Wetliny (hotel górski PTTK) i stamtąd odbyliśmy wycieczki na Połoninę Wetlińską i Wielka Rawkę (1304m). Niektórzy zawędrowali aż na Kremenaros – by ujrzeć sławny styk 3 granic. Ostatnie noclegi – Ustrzyki Górne, schronisko PTTK Kremenaros – to już deszczowe dni. Czwartek spędziliśmy w bacówce PTTK „Pod Małą Rawką”, tylko najodważniejsi poszli sprawdzić jak wygląda szczyt Połoniny Caryńskiej we mgle. Ostatnia wycieczka – Tarnica (1343m), też w chmurach.

Góry Harz (październik 2009) - Po długich przymiarkach doszedł wreszcie do skutku wyjazd klubowy w góry Harz (Niemcy). Wyjazd weekendowy samochodami, 14 osób, dwa noclegi w sympatycznym schronisku Naturfreunde w Blankenburgu. Kultowe dla Niemców góry Harz (z wycieczkami bywał już tam Goethe) są najbliżej Szczecina położonymi górami ponad 1000m npm. W sobotę zwiedziliśmy skalistą dolinę rzeki Bode, nazywaną (oczywiście z dużą przesadą) niemieckim kanionem Kolorado. Oraz słynące z szachulcowego budownictwa miasteczko Quedlinburg. W niedzielę wycieczka na owianą legendami gorę Brocken (niestety nie widzieliśmy słynnego widma), a także do uroczego miasta Goslar (na liście UNESCO!).

Tatry (październik 2009) - Kolejny jesienny wyjazd klubowy w Tatry. Tym razem w Tatry Polskie. Rekordowa liczba uczestników, bo razem z waletami doszła do 18. Najpierw 4 noce w schronisku na Hali Ornak. A więc oczywiste cele: Bystra, Czerwone Wierchy i Dolina Chochołowska (z przejściem przez polanę Stoły). Następnie 3 noce w kultowym schronisku Pięć Stawów i znów tradycyjna wycieczka do Morskiego Oka przez Szpiglasową Przełęcz i powrót przez Świstówkę. Niektórzy wrócili bardzo późno - długo kontemplowali uroki schroniska Morskie Oko. Wreszcie zawsze emocjonujące przejście kawałka Orlej Perci, z Zawratu do Koziego Wierchu. Przy pięknej pogodzie i suchej skale! Ostatni nocleg Olcza - to już niestety deszczowe dni.

Alpy Bawarskie (lipiec 2009) - Kolejny krótki wypad w ten rejon. Krótki ale podobnie jak rok wcześniej, także ambitny i intensywny. Tym razem głównym celem było przejście grani Watzmanna. Najwyższy szczyt w grani to Watzmann-Mittelspitze i ma wysokość 2713m. O ile podejście na grań i jej przejście nie stanowiło większego problemu, o tyle zejście było mordercze - niemiłosiernie długie po stromych i śliskich piargach. A przy końcu zejścia - jakby tego było mało - niektórych z nas spotkała burza z gradobiciem wielkości śliwek. Teraz już wiemy po się nosi kaski w górach ;-) Później atakowaliśmy jeszcze jedną grań - na szczyt Funtenseetauern (2578m), ale po deszczu było zbyt ślisko i niebezpiecznie aby tam wejść.
Podczas całego wyjazdu mieliśmy piękne widoki dookoła, a szczególnie w kierunku jeziora Königssee. Jest to długie, piękne jezioro, po którym spokojnie pływają sobie stateczki z turystami. Na koniec my też zeszliśmy do jego brzegów i przepłynęliśmy statkiem jego większą część.

Karpaty Ukraińskie: Czarnohora, Gorgany oraz Lwów (czerwiec 2009) - Był to dla nas trochę egzotyczny wyjazd, bo po pierwsze przypomnieliśmy sobie jak wygląda granica i przekraczanie jej gdy strażnicy kontrolują nas podejrzliwie. Po drugie język - egzotyczny bo wielu z nas zapomniało już jak w szkole podstawowej uczło się alfabetu rosyjskiego. Tylko góry jakby znajome, bo podobne trochę do Bieszczadów, trochę do Sudetów. Chociaż mają swoje odrębne piękno i trud, który trzeba włożyć w ich zdobywanie. Jest tam kilka dwutysięczników z najwyższą na Ukrainie Howerlą (2058m). W odróżnieniu od naszych czy europejskich gór, tam nie ma schronisk na trasie, słabo jest też rozwinięta baza noclegowa. Na koniec zajechaliśmy do Lwowa i niestety w szybkim tempie zwiedziliśmy tylko stare miasto i okolice.

Wiceprezesi zapraszają (maj 2009) - Kolejny wiosenny rajd klubowy odbył się w Sudety Środkowe na trasie Bardo-Wałbrzych. Liczba uczestników dobiła do 15 (dobiła, bo niektórzy dołączali po drodze). Pogoda tym razem nas rozpieszczała, przez 8 dni prawie nie spadła kropla deszczu. Trasa wiodła przez góry Bardzkie, Sowie i Suche. Najciekawsze zwiedzane obiekty to sanktuarium w Bardzie, twierdza Srebrna Góra i zamek Grodno. Najmilej wspominamy noclegi w schroniskach PTTK Zygmuntówka (Bogdan trzymaj się!) i Andrzejówka.

Tatry Słowackie (październik 2008) - Uroczy jesienny wyjazd z niewielką ilością śniegu, chociaż przed wyjazdem zapowiadało się znacznie gorzej - ogłoszono nawet zagrożenie lawinowe. Na szczęście trafiliśmy na okres pięknej pogody i mogliśmy spokojnie realizować nasze plany. Mieszkaliśmy w Chacie Zamkovskiego skąd rozpoczynalismy nasze wycieczki.

Dolomity (sierpień 2008) - kolejny wyjazd w te przepiękne góry. Podobnie jak rok temu były osoby, które jechały po raz pierwszy w te góry ale plany mimo wszystko były ciekawe i ambitne. Po pierwsze chcieliśmy zdobyć najwyższy szczyt Dolomitów - Punta Penia (3343m) i na dokładkę zrobić parę innych ciekawych via ferrat. Cele nasze zostały osiągnięte - szczyt Punta Penia został zdobyty (i nie tylko on, ale tę historię można usłyszeć tylko od członków wyprawy), dużo wrażeń dostarczyło też przejście lodowcem u podnóża góry. Pozostałe ferraty także dostarczyły nam wiele emocji i podniosły poziom adrenaliny. Oczywiście wszyscy jesteśmy zauroczeni widokami i zadowoleni z wyjazdu.

Alpy Bawarskie (sierpień 2008) - Krótki wyjazd bo 4-dniowy ale z mocnymi i ambitnymi planami. Głównym naszym celem było przejście niełatwej grani Jubiläumsgrat - co zresztą się udało.
Wyruszyliśmy z Garmisch-Partenkirchen, przez piękny wąwóz Partnachklamm do schroniska Reintalangerhütte. Ponieważ doszliśmy wieczorem, a turystów było sporo, więc pierwszą noc przespaliśmy na korytarzu.
Rano pobudka o 6.00 - tradycją jest, że właściciel właśnie na korytarzu odgrywa partię na cymbałach i tym samym budzi całe schronisko. Dzięki temu wcześnie wyruszamy w trasę z zamiarem przejścia grani Jubiläumsgrat. Po dotarciu do schroniska Knorrhütte na przejście grani decyduje się Sławek, Romek i Marcin. Sama grań jest piękna ale tylko czasem ubezpieczona i nie raz strach spogląda w oczy. Mimo, że wcześnie wyszliśmy - do schroniska wracamy późno w nocy okropnie zmęczeni.
Trzeciego dnia mijając domek myśliwski króla Ludwika II idziemy do wysokopołożonego schroniska Meilerhüte. Jest to ładne, klimatyczne schronisko gdzie przy piwku i gitarze spędziliśmy wieczór.
Dnia czwartego schodzimy na dół do Garmisch-Partenkirchen i wracamy do Szczecina.

Wiceprezesi zapraszają (maj 2008) - W tym roku byliśmy w Jesionikach, lub jak kto woli bardziej po czesku - w Jesenikach. Niestety pogoda przez cały tydzień nam nie dopisywała. Padało i było mglisto więc dalekich panoram mało doświadczyliśmy, ale ponury i mglisty klimat też ma swój urok. Zwłaszcza w przytulnych schroniskach takich jak Szwajcarka pod Pradziadem, gdy ktoś gra na gitarze, a obok siedzą przyjaciele.

Tatry Słowackie (październik 2007) - Podczas tego tygodniowego rajdu doświadczyliśmy wszystkich czterech pór roku. Na początku Tatry przywitały nas wiosennie. Później robiło się coraz cieplej i dzięki temu oraz inwersji temperatury śniegi na szczytach szybko topniały. Udało nam się wjechać kolejką na Łomnicę, wejść na Rysy ale głównego celu wyprawy czyli Gerlacha nie zdobyliśmy - jeszcze za bardzo był oblodzony. Pogoda nam dopisywała, a widoki były przepiękne - lekko ośnieżone szczyty wsród jesiennych łąk i lasów. Dopiero pod koniec wyjazdu pogoda się pogorszyła i zima sypnęła śniegiem.

Dolomity (sierpień 2007). Wreszcie doszedł do skutku długo oczekiwany wyjazd w te przepiękne góry. Tam turysta może znaleźć prawie wszystko czego jego turystyczna dusza sobie zapragnie. Piękne, zielone doliny z malowniczymi miasteczkami. Wysokie szczyty gdzie wspinając się trzeba się nieźle napocić lub szczyty łatwo dostępne po uprzednim wjeździe wyciągiem. Wspinaczka w Dolomitach jest bezpieczna bo szlaki są ubezpieczone, a dostarcza niemało wrażeń i adrenaliny zwłaszcza gdy jesteśmy na pionowej skale, a pod sobą mamy setki metrów powietrza!
W każdym zakątku tych gór rozciąga się piękna panorama, a w każdej grupie Dolomitów krajobraz może być całkiem inny. My, będący na tej wyprawie zakochaliśmy się w tych górach od pierwszego kroku i spojrzenia i wiemy, że będziemy tam wracać. Szczerze polecamy wyjazdy w Dolomity.

Wiceprezesi zapraszają (maj 2007) - Tym razem w Czeskie Góry Izerskie i Karkonosze.

Wiceprezesi zapraszają (maj 2006) - Byliśmy wtedy na Słowacji w Małej i Wielkiej Fatrze. Rajd ten był dla nas szczególny ponieważ Klub obchodził w tym czasie 40-lecie powstania.

Wiceprezesi zapraszają (maj 2005) - Beskid Żywiecki.

Wiceprezesi zapraszają (maj 2003) - Góry Orlickie.

Alpy szwajcarskie i francuskie (lipiec 2002) - Kolejna wyprawa prezesa S. Bosiaka, tym razem zdobył MONT BLANC (4807m) i kilka innych szczytów.

HIMALAJE (październik/listopad 2001) - Po raz drugi Sławek Bosiak uczestniczył w wyprawie do Nepalu. Po pobycie w stolicy - Katmandu - odbył z grupą 5-osobową treking w rejon Mont Everestu. Szczyty, które zdobył to: Chukhung Ri (5550m), Kala Pattar (5545m), Gokyo Peak (5360m).

Korsyka (czerwiec 2001) - Wyprawa zorganizowana przez Klub Turystyki Górskiej PTTK w Gorzowie Wlkp. Z naszego Klubu w wycieczce uczestniczyły 4 osoby. Oprócz zwiedzania Korsyki udalo się także zdobyć najwyższy szczyt tej wyspy: Monte Cinto (2708 m).

Wiceprezesi zapraszają (maj 2001) - Czeskie Karkonosze. Rajd z okazji 35-lecia Klubu.

Mała Fatra - Karkonosze (listopad 2000).

Wiceprezesi zapraszają (maj 2000) - Karkonosze.

HIMALAJE (październik 1999) - wyprawa trekingowa wokół Annapurny. Udział w niej wzięli: Helena Majdan, Józefa Płotczyk, Sławomir Bosiak.

Tatry wysokie (październik 1999) - Roztoka.

Wiceprezesi zapraszają (maj 1999) - Gorce i Pieniny.

Góry Bialskie (październik 1998).

Wiceprezesi zapraszają (maj 1998) - Baskid Niski i Sądecki.

Alpy Bawarskie (sierpień 1997) - okolice Königsee. M.in. Hochkalter, przeście grani Watzmanna.

Wiceprezesi zapraszają (maj 1996) - Tatry. Rajd zorganizowany z okazji 30-lecia Klubu.

Alpy Włoskie (lipiec 1995) - Jeżdziliśmy samochodem campingowym IFA pożyczonym od Klubu Wodołazy. Trasa: Innsbruck - Dolimity Catinacio - Brenta (Madonna di Campiglio) - Ortler (Sulden). Zdobyliśmy najwyższy szczyt masywu ORTLER (3905m).

Wiceprezesi zapraszają (maj 1995) - Bieszczady. Trasa: Ustrzyki Górne - Tarnica - Wołosate - Cisna.

Karkonosze (październik 1994) - 1-szy Jesienny Rajd Klubowy.

Wiceprezesi zapraszają (maj 1994) - Czeski Raj. Turniv i okolice.

Tatry wysokie (maj 1993) - Roztoka.

Wiceprezesi zapraszają (maj 1993) - Beski Żywiecki. Trasa: Zwadrdoń - Rycerzowa - Hala Miziowa - Babaia Góra - Zwoja.

Góry Norwegii (sierpień 1992) - Dovrefjell.

Tatry wysokie (kwiecień 1992) - Roztoka.

Wiceprezesi zapraszają (maj 1991) - Beski Mały. Trasa od Bielska Białej do Suchej Beskidzkiej.



Góry Świętokrzyskie (wrzesień 1985).

Sztafeta Zwycięstwa i Pokoju (maj-czerwiec 1985) - Komandor rajdu Marian Banach w ciągu 40 dni przeszedł cały główny szlak beskidzki oraz sudecki od Ustrzyk Górnych aż do Stogu Izerskiego. Na niektórych odcinkach towarzyszyli mu członkowie Klubu Tatrzańskiego.

Wiceprezesi zapraszają (maj 1985) - Sudety. 10-osobowa grupa przechodzi w trudnych zimowych warunkach - Karkonosze, a następnie Sokoliki.

Obóz narciarski (luty 1985) - Tatry.

Bieszczady (sierpień 1984).

Węgry (lipiec 1984) - Międzynarodowy Zlot Turystów, w którym udział wzięło 4 członków Klubu.

Wiceprezesi zapraszają (czerwiec 1984) - Karkonosze.

Indie, Nepal, Malezja, Singapur (styczeń 1984) - W tej turystyczno-krajoznawczej wyprawie uczestniczyło 7 naszych klubowiczów wspólnie z warszawskim Klubem Przodowników Górskich.

Tatry (sierpień 1983) - Obóz wędrowny. 11 uczestników przechodzi w ciągu 2 tygodni całe Tatry polskie zdobywając 338 pkt. do GOT.

Jura Krakowsko-Częstochowska (maj 1983).

Obóz narciarski (marzec 1983) - Tatry.

Obozy narciarskie (luty-marzec 1982) - Tatry.

Tatry (wrzesień 1981).

Obóz narciarski (marzec 1981) - Tatry.

Obóz narciarski (luty 1981) - Mała Fatra.

ANDY PERUWIAŃSKIE (lipiec-październik 1980) - Wyprawa osiąga szczyt Navado Ponapampa (5733 m).

Obóz narciarski (luty 1980) - Tatry.

Bieszczady i Beskid Niski (sierpień 1979). - Obóz wędrowny.

HIMALAJE (lipiec-sierpień 1979) - Uczestnicy zdobywali szczyty w masywie Lahul (6222 i 7136m) w Himalajach zach. (Indie).

Szwajcaria Saksońska (maj 1979) - Rajd z okazji nadania imienia dr Jerzego Jackowskiego rezerwatowi Źródliskowa Buczyna w Kniei Bukowej.

Obozy narciarskie (luty 1979) - Szczyrk, (marzec) Rysianka i Polana Chochołowska.

Rumunia (sierpień 1978) - Góry Kelimeńskie i Rodniańskie.

Słowacki Raj (czerwiec 1978).

Tatry Słowackie (czerwiec 1978) - Ogólnopolski obóz turystyczno-taternicki, w którym udział wzięły 3 osoby z naszego Klubu. Mimo śniegu i oblodzenia wchodzą na Baranie Rogi, Durny, a następnie granią do Łomnicy oraz Mały Lodowy i granią do Przełęczy Lodowej.

Kotlina Kłodzka (maj 1978).

Obóz narciarski (grudzień 1977) - Mała Fatra.

Tatry Polskie i Słowackie (wrzesień 1977).

Bułgaria (lipiec 1997) - góry Riła.

Beskidy (maj 1977) - Trasa przebiegała przes Beskid Żywiecki i Śląski, głównym szlakiem z Sopotni do Szczyrku. Po raz pierwszy w obozie biorą udział dzieci członków klubu i spisują się bardzo dobrza.

Obozy narciarskie (styczeń 1977) - Stóg Izerski oraz (luty 1977) Strzecha Akademicka.

Orawa-Spisz-Tatry (wrzesien 1976) - W czasie obozu szczególną uwagę poświęcono budownictwu regionalnemu Orawy i Spisza.

Góry Pirynu w Bułgarii (sierpień 1976) - ośmioro członków Klubu przeszło całe pasmo Pirynu osiągając poszczególne jego szczyty: Albutin (2688m), Kutieło (2908m) i najwyższy Wichren (2914m).

Sudety (maj 1976) - Uczesnicy przeszli całe Sudety od Świeradowa-Zdroju w Górach Izerskich, przez Karkonosze, Góry Kamienne, Wałbrzyskie, Sowie, Stołowe, Bystrzyckie aż po grupę Śnieżnika.

Gorce i Pieniny (maj 1976).

Tatry (wrzesień 1975).

Karpaty Rumuńskie (sierpień 1975) - Jedna grupa przeszła Fogarasze, druga Retezat.

Karpaty Rumuńskie (sierpień 1974) - Grupa przeszła pasmo Bucegi i Fogaraszu, zwiedzając jaskinię Pestera oraz rezerwat Piatra Craiului. Osiągnięto najwyższy szczyt Rumunii - Moldovenu (2544m).

Wielkanocny rajd po Szwajcarii Saksońskiej (kwiecień 1974).

Słowacki Raj (sierpień 1973).

Tatry (sierpień 1973).

Jura Krakowsko-Częstochowska (maj 1973).

Obóz narciarski (marzec 1972) - Tatry.

Niższe Tatry (sierpień-wrzesień 1972).

Obóz narciarski (grudzień 1971) - Obóz sekcji narciarskiej.

Tatry Słowackie (sierpień-wrzesień 1971) - Obóz szkoleniowy sekcji taternickiej.

Beskidy, Podtatrze (lipiec 1971) - Obóz szkoleniowy sekcji turystycznej.

Tatry (wrzesień 1970) - Obóz szkoleniowy.

Obóz narciarski (luty 1970) - Rysianka.

Beskid Wschodni (wrzesień 1969) - Obóz szkoleniowy dla kandydatów na przewodników GOT.

Spisz i Orawa (lipiec 1969) - Obóz szkoleniowy.

Obóz narciarski (marzec 1969) - Obóz szkoleniowy ma Hali Rysianka.

Tatry (wrzesień 1968) - Obóz wędrowny.

Obozy letnie (lipiec-sierpień 1968) - Członkowie Klubu prowadzą młodzieżowe obozy szkolne.

Obóz narciarski (luty 1968) - Beskid Śląski. Celem obozu było przygotowanie kandydatów na przewodników GON.

Złaz Turystów Górskich im. Stanisława Grońskiego (wrzesień 1967) - Dla uczczenia X-tej rocznicy śmierci S. Grońskiego wybitnego alpinisty i pioniera turystyki i krajoznawstwa na Ziemi Szczecińskiej zorganizowano Złaz w Popradzim Plesie. Na symbolicznym cmentarzu pod Osterwą odsłonięto ufundowaną przez Klub tablicę pamiątkową.

Obóz narciarski (luty 1967) - Wędrowny obóz narciarski w Karkonoszach.

Obóz zimowy (grudzień 1966) - Grupa studencka Klubu przeszła kilka dolin w Tatrach.

Obóz narciarski (grudzień 1966) - Rajcza.

Obozy letnie (lipiec-sierpień 1966) - Członkowie Klubu W. Zając, S. Kasprzyk, Z. Karasiński, D. Żelazko, W. Tierlin, Z. Wieczorek, J. Bryła, E. Gross i J. Tarnowski prowadzą liczne obozy we wszystkich grupach górskich Polski oraz w Tatrach Słowackich. Są to obozy młodzieżowe, studenckie, służby zdrowia oraz kolejarzy.