Trochę historii

Idea utworzenia w naszym mieście Klubu zrzeszającego turystów górskich była przez niektórych traktowana za zbyt śmiałą. Szczecin przecież położony jest tak daleko od gór, a najbliższe miasta wzniesienie "Bukowiec", to tylko 148 m n.p.m. Zwyciężyli jednak pasjonaci, którzy znali osobiście Stanisława Grońskiego, a inni tylko słyszeli o jego dokonaniach. Klub przez przekorę został nazwany Klubem Tatrzańskim, a pierwszym prezesem został Mirosław Bądzyński taternik, bardzo dużo wymagający od siebie i od innych.

Nie myśleliśmy wtedy o wyjazdach za granicę (dopiero konwencja z Czechosłowacją otworzyła nam trochę "okno na świat"). Były wyjazdy letnie i zimowe przejścia narciarskie, zwłaszcza w Sudetach.

Klub rozrastał się. Przybywało członków. Wprowadzono trzy rodzaje członkostwa. Tylko członek zwyczajny miał prawo uczestniczenia we wszystkich organizowanych przez Klub obozach i wyjazdach.

Gdy prezesem został, przybyły ze Śląska Janusz Gregorczyk, nastąpiły duże zmiany, przede wszystkim w wewnętrznym życiu Klubu. Janusz uważał, iż w Klubie wszyscy członkowie powinni zwracać się do siebie per "ty", natomiast poza Klubem zależało to już od relacji między dwiema osobami, więc mogła być Kinga czy Boguś, lub pani prokurator czy pan profesor. Te zasady bardzo nam się podobały i przyjęliśmy je z ochotą.

Życie klubowe rozwijało się szybko. Choć mieliśmy bardzo skromny sprzęt i możliwości, marzyliśmy i planowaliśmy coraz dalsze wyjazdy. W pewnym okresie naszym hasłem stała się "Patagonia". Była to kraina odległa i wydawała się całkowicie niedostępna, a jednak ... Do Patagonii nikt chyba nie pojechał, ale dla niektórych z nas egzotyczne wyjazdy stały się możliwe.

Najlepszym naszym pomieszczeniem klubowym był Klub "Pocztylion". Gdy ustała możliwość spotykania się tam, zaczęły się problemy. Wybawieniem okazała się piwnica PTTK, w której spotykamy się do dziś.

Przez te 40 lat przez Klub przewinęło się mnóstwo osób. Wiele z nich zostało z nami do dziś, zawiązały się przyjaźnie, mamy kilka turystycznych małżeństw. Niektórzy z nas swoje dzieci wprowadzali w turystykę od najmłodszych lat.

Klub przeżywał okresy lepsze i gorsze. Mimo, iż zmieniły się stosunki polityczno-społeczne i wielu ludzi podchodzi do życia merkantylnie, my obracamy się w gronie, gdzie zawsze znajdą się chętni do zorganizowania spotkania, czy innej imprezy, gdzie żywa jest idea pracy społecznej.

I to jest wspaniałe!

Maryla Jackowska